niedziela, 23 września 2012

Rozdział 32



*Perspektywa Liama*

Miłość jest  jak dar z nieba, nigdy nie wiesz, kiedy na Ciebie spadnie. A kiedy już ja masz wyrabiasz sobie mięśnie rąk, bo musisz ciągle mocno trzymać na niej dłonie, by nie rozpłynęła się w powietrzu jak bańka mydlana. Żaden związek nie ma gładkiej drogi do szczęścia, często jest ona wyboista jak dawno nie koszone pole. Zarasta zielskiem i innymi chwastami i tylko systematycznie i pracochłonne działania pozwalają na oddzielenie kwiatów i chwastów.

Ja z Venyą tworzyliśmy właśnie taki związek. Wszystko było ładnie pięknie, ale do czasu.  Zaczęło się sypać, kiedy mój kalendarz wypełnił się po brzegi od stycznia do grudnia spotkaniami, koncertami, wywiadami i innymi rzeczami. O wolnym czasie mogliśmy z chłopakami tylko pomarzyć, bo nasz menadżer zadbał nawet już o naszą karierę na dwa lata do przodu. Z spotkania szliśmy na następne. Nim się obejrzałem miałem coraz mniej czasu dla własnej rodziny, przyjaciół, no i szczególnie dla niej.
Pewnego dnia, gdy zawitałem po ciężkim dniu jeżdżenia ze stacji radiowej do kolejnej postanowiłem spędzić noc z moja śliczną blondynką. Venya. To słowo miało oznaczać jedno –ją. A mi mówiło cały mój świat.

Kiedy byłem zmęczony i tęskniłem patrzyłem na nasze wspólne zdjęcie w moim telefonie. Jej piękna, lekko okrągła twarz, bujne blond włosy. Jak na angielkę z rosyjskimi korzeniami przystało, była pełna energii a kiedy się sprzeczaliśmy zawsze musiała dawać upust swojemu ognistemu temperamentowi. Tak było i tym razem.

Zadzwoniłem dzwonkiem do jej drzwi. Fakt, że było już grubo po 24, ale nie liczyło się dla mnie to, tylko wspomnienie ciepła na zapach jej skóry, ton jej głosu. Chciałem mieć ją w swoich objęciach. Nikt nie otwierał zadzwoniłem jeszcze raz, tym razem dłużej. W końcu usłyszałem jej głos wołający:
- Już idę, chwilka.
W czasie kiedy szła otworzyć mi drzwi, słyszałem jak po raz kolejny uderzyła stopą o szafkę, którą tak uparcie trzymała na korytarzu, choć za każdym razem w nią wpadała.
- Cholera!- wrzasnęła. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłem jak mruży oczy. Bo światło na korytarzu ją oślepiło.
- Spałaś?- zapytałem. Pocałowałem ją w policzek i wszedłem do środka.
- Nie właśnie miałam zamiar iść na zakupy- rzuciła poirytowana
- Przepraszam, ale chciałem Cię zobaczyć. Tęskniłem a Ty nie?!
Dziewczyna nie dopowiedziała, tylko odwróciła się i ruszyła w stronę sypialni. Stałem jak zaczarowany, odrzucony przez własna dziewczynę.
- Venya, ej kochanie, czemu mnie tak oschle witasz? Nie chciałem Cię obudzić, ale myślałem, że się ucieszysz, jak przyjdę. W końcu dawno się nie wiedzieliśmy- Zacząłem, żeby ją trochę udobruchać.
- Ta, Liam. Skacze z radości tym bardziej, że cały dzień spędziłam na remoncie w mieszkaniu rodziców, bo nie stać ich na wynajęcie fachowca od remontu. Potem musiałam zająć się młodym, bo rodzice musieli skoczyć na miasto, bo kilka rzeczy. Potem zadzwonili z pracy, że potrzebują kogoś, bo Kate się rozchorowała. I wróciłam do domu jakieś pół godziny temu. Ale nie oczywiście, że się cieszę, iż mój chłopak wpada do mnie po całym dniu jeżdżenia autem od radia do radia, bo to było strasznie męczące.- wyrzuciła z siebie i położyła się do łóżka, zakrywając  aż po sam czubek głowy kołdrą.
-Przepraszam zapomniałem, że to teraz macie ten remont.
- Ostatnio o wielu rzeczach zapominasz. Dziwne, że jeszcze pamiętasz, że masz dziewczynę- dodała
- Ale o co Ci chodzi, nie mów tak. Przecież wiesz, że jestem zajęty z chłopakami z  zespołu- rzuciłem lekko zdenerwowany tą dziwna wymiana zdań.
- Żadna nowość.
- Tyle razy Ci mówiłem, że to jest moje życie i to że jestem piosenkarzem jest
-Tak tak wiem…Szczególnym darem, bo nie wiele osób ma szanse spełniać swoje marzenia tak jak Ty.- urwała mi w połowie zdania.- Liam znam to na pamięć i szczerze nudne to jest. Wymówka na wszystko.
- Co chcesz mi mówiąc to udowodnić?- zacząłem tracić po mału swoją cierpliwość. Tyle razy rozmawialiśmy na temat mojej kariery i zdawało mi się, że Venya to rozumie. Jak bardzo musiałem być w błędzie.
- Że to wszystko traci sens- podniosła się do pozycji siedzącej, ale nie odwróciła się w moją stronę.- Liam to wszystko nie jest dla mnie. Myślałam, że jakoś to będzie, ale z czasem nie ma Cię dla mnie.
- Przecież rozmawiamy codziennie przez telefon- zacząłem się bronić.
- To nie to samo. – zrobiła dłuższą pauzę, jakby się nad czymś zastanawiała. A ja nie wiedziałem, co powiedzieć. Stałem tam jak zaczarowany wpatrując się w jej plecy. Bałem się tego, co najwyraźniej nieuchronnie chciała mi powiedzieć. -Owszem rozmawiamy codziennie, ale to nie zastąpi mi Ciebie na żywo. Twoje fanki widzę Cie częściej niż ja. Ja potrzebuję Ciebie a nie tylko Twojego głosu w telefonie.- zobaczyłem jak ociera łzę, która spłynęła po jej policzku.
Moje serce pękło, a ja sam nie wiedziałem, co z tym zrobić. Chciałem chwycić, ją za ramiona mocno potrząsnąć i powiedzieć, że przecież tu jestem. Teraz! Ale zdawałem sobie sprawę, że ma rację. Venya nie była przyzwyczajona do mojego ciągłego braku. A same telefony do niej dla mnie też były niewystarczające, ale jestem w branży muzycznej już dwa lata i zdążyłem się przyczaić. Musiałem…
- Kocham Cię- wydusiłem z siebie, jedyną myśl, jaka była w mojej głowie.
- Potrzebuję czasu Liam.- okręciła lekko głowę, by zobaczyć moją reakcję.- Zadzwonię.

Teraz już wiem, co człowiek czuje kiedy ktoś zostaje ofiarą napadu z bronią i napastnik strzela mu w serce. Ból rozprzestrzenia się szybko. Tylko, że w jego przypadku ból, trafił nie tylko w samo serce, ale też i w mózg. Impulsy, jakie teraz przewodziły jego neurony musiały przyjmować bodźce interpretując je mylnie jako postrzał. Moje dłonie drżały, mózg działał na zwolnionych obrotach, tylko oczy patrzyły pusto na kobietę, która raniła jak kula w klatce piersiowej.  Moje  złama­ne ser­ce już nig­dy nie będzie ta­kie sa­mo, prze­cież nie można wy­magać od pęknięte­go lus­tra, żeby było ideal­nie lśniącą taflą. 

*Oczami Zayna*

Praca. To to na czym chciałem się teraz skupić. Stałem się robotem. Wstawałem, myłem się, ubierałem, jadłem śniadanie jak zdążyłem, paliłem fajki, jeździłem na wywiady, jadłem, znowu gdzieś jechałem i wieczorem wracałem do domu, szedłem spać. Każdy z nas stał się jakiś dziwny. Pracy mieliśmy nadmiar, noce stawały się krótkie a dni nieznośnie długie. Liam pokłócił się z Venya i teraz snuł się między nami, Harry to samo. Odkąd dowiedział się o wyjeździe Tali wyciszył się. Tylko Niall i Louis byli w nastroju do żartów. Ile można?

Kiedy jechaliśmy na podpisywanie naszej płyty miałem dość panującej w aucie ciszy. Spojrzałem po twarzach chłopaków. Każdy patrzył w swój telefon lub gdzieś po bokach. Chciałem żebyśmy na powrót byli sobą sprzed dwóch lat. Tylko jak to zrobić? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Paula
- Chłopaki nie wysiadacie aż wam nie pokaże a potem kierujecie się prosto do środka. Trzymajcie się razem, bo dużo fanów przyszło- popatrzył na nas czekając na jakieś znaki zrozumienia.- Zrozumieli?- zapytał jeszcze raz oczekując od nas reakcji.
-Tak! Jasne!- rzuciliśmy chórem.

Chwilę zajęło zanim Paul pozwolił nam wyjść w auta. Kiedy szliśmy w stronę drzwi, by przygotować się do podpisywania, jak zwykle fanki krzyczały i dawały nam różne rzeczy. Jedna chwyciła mnie mocno i wcisnęła coś w rękę. Spojrzałem w bok na nią. Miała magnetyczne spojrzenie. Jej oczy miały taki dziwny kolor. Nie zielony ani szary, a żółte obwódki powodowały, że człowiek zatracał się w nich. Pierwsze skojarzenie kot. Rzęsy, które je okalały były niesamowicie długie, a makijaż  dodatkowo tylko wzmacniał doznania. Długie, brązowe włosy miała rozpuszczone a delikatne fale miękko muskały jej twarz. Byłem jak zahipnotyzowany. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Poczułem jak ktoś cha mnie do przodu, więc siłą rzeczy musiałem się odwrócić. Kiedy złapałem równowagę i odwróciłem się z powrotem w stronę tłumu, już jej nie zobaczyłem.

Weszliśmy do środka jakiejś potężnej galerii handlowej. A raczej na jego tyły, gdzie za zwyczaj pozujemy do kilku zdjęć i wychodzimy do fanów. Rozejrzałem się dookoła.  Wyglądała jak każde inne centrum. Ktoś zaczął się z nami witać i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że mam coś w ręce, ale teraz nie mogłem tego zobaczyć. Schowałem szybko karteczkę do kieszeni jeansów i przywitałem się z kierownikiem całego budynku, który dziękował nam za przybycie.  Zwitek papieru ciążył i kusił mnie, ale nie grzecznie z mojej strony było by go czytanie. Harry chyba zauważył, że się kręcę, bo wyszeptał:
- Wszystko ok stary?- w odpowiedzi tylko pokiwałem głową. Czas nas gonił, więc bez zbędnych wyjaśnień kierowano nas już w stronę stolików do popisywania. Gwar fanek było słychać już przez ściany. Zawsze dostawałem od tego lekkich dreszczów emocji . Kiedy wyszliśmy krzyk był wręcz nie do zniesienia, ale jak zwykle przybrałem swój uśmiech i poszedłem za chłopakami w stronę krzesełek. Blask fleszy był oszołamiający, choć widok kilku tysięcy osób, które przyszły tylko po nasze podpisy do dzisiaj był dla mnie zjawiskiem niezwykłym.

Standardowo po podejściu do stolików chwilę postaliśmy i pomachaliśmy w stronę fanów, by mogli zrobić nam razem kilka zdjęć. Minęło już dobre 90 minut od naszego przyjścia i zdążyłem zapomnieć o tej dziewczynie, kiedy spojrzałem w bok i stała tam rozmawiała z koleżanką. Obrócona bokiem do mnie. I znowu poczułem się jak w jakimś żałosnym filmie romantycznym. Spowolnione tempo, ja wpatrzony jak jakiś szczeniak w dziewczynę a ona nie zwraca na mnie uwagi. I wyrwał mnie z zamyślenia kuksaniec w bok.
- Zayn co Ci jest? Czemu nie podpisujesz?- to był Louis. Powiódł wzrokiem za moim. I usłyszałem komentarz.
- No tak dziewczyna. Nic nowego- zaśmiał się- Odpuść sobie. Może zrobimy 10 minut przerwy Paul, ręka mnie boli no i wzywa mnie do toalety.- rzucił w stronę ochroniarza.
- Dobra ale nie dłużej niż 15 minut, bo nie się nie wyrobicie- powiedział wymachując palcem skazującym w nasza stronę.

Louis chwycił za mikrofon i poinformował fanów o 15 minutowej przerwie. Mozolnie wstałem od stołu, kierując swój wzrok w tamta stronę. Spojrzała na mnie. Wstrzymałem oddech mechanicznie. Poszedłem za chłopakami za duży baner, który by za naszymi plecami. Był on otoczony metalowymi bramkami, a tuz za banerem stał stolik z napojami i drobnymi przekąskami. Sięgnąłem po butelkę wody mineralnej i usiadłem na pierwszym z brzegu krześle. Odkręciłem butelkę i wziąłem łyk picia. Wtedy przypomniała mi się kartka w kieszeni. Szybko sięgnąłem po nią i przeczytałem.

„Czy miłością można nazwać zamieranie,  gdy widzi się kawałek jego twarzy w kilometrowym tłumie, bo wydaje Ci się, że jest już wystarczająco blisko? Czy miłością można nazwać nasłuchiwanie jego kroków, chociaż wiesz, że to niemal niemożliwe, by akurat tędy przechodził? Czy miłością można nazwać śmiech z ekscytacji gdy się do Ciebie uśmiechnie? Pośród tylu szczęśliwych ludzi, którzy wręcz nie dostrzegają uśmiechów ukochanych osób, ja właśnie tym żyję. Jest to moja nadzieja na przetrwanie całego dnia, bez widoku jego twarzy. Czy miłością można nazwać modlenie się wieczorem żeby mi się przyśnił? I czy miłością można nazwać płacz do poduszki, gdy okaże się, że to tylko sen?! Wierzysz w przeznaczenie? Ja tak.”

___________________________________________________________


                                       


                         


Moje słońca kochane mam nadzieje, że rozdział Wam się podoba, jak obiecałam teraz zacznie się wątek Harrego i Zayna zmieniać z drani, którzy zmieniają dziewczyny co nas w ...Hahaha nie powiem musicie czytać dalej ;)  jak możecie zostawcie mi pod rozdziałem komentarz jak ewentualnie mam Was zawiadamiać o nowym rozdziale. Bo nie wiem jak Lady Morfine to wcześniej robiła :)

                                                                                           Wasza Shatzi :**
P.S. Nowy singiel już jest LWWY obejrzcie sobie wyżej <3

sobota, 15 września 2012

Rozdział 31



 Przed rozpoczęciem czytania wpuść TO

*Patrzałkami Harrego*

Od wyjazdu Tali minął już prawie tydzień, a ja snuje się jak małe dziecko podczas deszczu z kąta w kąt.  Zawsze się zastanawiałem, jak to jest możliwe, że ludzie nie jedzą, nie piją, nie śpią z powodu innej osoby. Uważałem, że to kompletna bzdura. Teraz wiem, jak to jest i że mieli rację. Prawie każdy w zespole ma swoją dziewczynę, ale jak zwykle ja nie. Byłem singlem i mimo, że wokół mnie kręciło się wiele dziewczyn wiedziałem, że są one przy mnie tylko dla jednego. Sławy, która jak na złość w tym aspekcie mojego życia była bezużyteczna. Akurat teraz kiedy mnie interesowała tylko ta jedna a tysięcy a może nawet milionów innych.  Rozumiem, że nie mogę jej tutaj zatrzymać, ze szansa jak ta u niektórych ludzi zdarza się raz w życiu, tak jak się zdarzyła u mnie. Cholera ale czemu teraz! Moje życie było by idealne, spełniające się marzenia, szczęśliwa rodzina, prawdziwi przyjaciele i ona.
A może po prostu wyczerpałem już mój limit szczęścia. Tak wiele otrzymałem, mogłem przecież wieść swoje szare, zwykłe życie uczyć i się i dorabiać w piekarni. Nie żeby mi coś w tym przeszkadzało, ale czułem się nie spełniony. Patrząc, że przez resztę mojego życia miałbym wykonywać rutynowe rzeczy chyba bym oszalał. A tak koncerty, co wieczór w innym mieście czasem nawet państwie. Imprezy z najlepszymi i poznawanie sław, które wcześniej oglądałem tylko w telewizji. To było surrealistyczne czasem.  Co z tego skoro teraz jej już nie ma. Jest na drugim końcu świata. Stany Zjednoczone- marzenie każdego nastolatka na całym świecie!
Harry wstał z sofy, na której siedział i cisnął poduszką ze złością. Pieprzyć to wszystko, widocznie nie była dla mnie, minie mi to. Jakby coś miało z tego być, jakoś byśmy rozwiązali problem  odległości, albo chociaż by ze mną wcześniej pogadała. Ale ona sama podjęła decyzję, czyli nic dla niej nie znaczę. Praktycznie każdy z chłopaków miał kogoś, tylko ja przebierałem i nic. Nie mogę powiedzieć, żeby moja popularność jakoś odstraszała dziewczyny nie, ale ja nie chciałem jakiejś pierwszej lepszej, ładniejszej dziewczyny. Ja zdecydowanie potrzebowałem wsparcia. Chłopak poszedł szybkim krokiem do Zayna. Zapukał w drzwi, ale nie usłyszał żadnego odzewu więc po prostu wszedł do środka. Tak jak się spodziewał mulat leżał nieprzytomny na łóżku w samych bokserkach. Jego włosy miały artystyczny nie ład, lekko chrapał. Loczek wiedział, że Zayn nie bardzo przepada jak się go budzi, bo wtedy jest rozdrażniony. Zayn to typowy leniuch, może spać całymi dniami  w najmniej wygodnej pozycji czy miejscu. Mimo to zaryzykował, bo myśli, które mu się plątały w głowie tylko czekały an eksplozję.
-Zayn, stary obudź się- Harry trząsł ramieniem śpiącego chłopaka
- hmm…Jeszcze 5 minut i zaraz wstaje obiecuje chłopaki- i przewrócił się na drygi bok.
- Zayn do cholery Louis Ci kradnie spray do włosów!- krzyknął w nadziei, że to pomoże go wybudzić.
- Co mój spray! Zabije –podniósł się z łóżka, lekko się zachwiał i już miał wybiegać z pokoju, kiedy zdał sobie sprawę, że wspomniany Louis pojechał na weekend do swojej dziewczyny .
- Mam nadzieję, że masz dobry powód, żeby mnie tak budzić, bo inaczej ten wspomniany spray do włosów znajdzie się w Twojej dupie!- wykrzyknął wściekły chłopak.
- Sorry nie chciałeś się inaczej obudzić, a musze z kimś pogadać a że Louisa nie ma padło na Ciebie.- rzucił swój przepraszający uśmiech.
Zrezygnowany chłopak podszedł ciężkim krokiem z powrotem do swojego łóżka, położył się i przykrył kołdrą po samą szyje i zapytał
- Ale pamiętaj, że jesteś w moim pokoju i masz nic nie dotykać. A poza tym jak tu przychodzisz i mnie tak brutalnie budzisz masz coś na wykupienie swoich win?- rzucił śmiesznie poruszając przy tym brwiami Zayn.
-Co byś chciał?- loczek nie był tym zdziwiony. Wbrew pozorom, że to Niall był największym głodożercą w domu, to zawsze Zayn wyjadał z rana wszystkie słodycze, co strasznie wkurzało wcześniej wspomnianego blondyna, bo potem tamten musiał korzystać ze swoich sekretnych zapasów.
- Może paczka skittelsów?- rzucił mulat odsłaniając rząd białych zębów. Harry wstał i poszedł do swojego pokoju po ostatnią paczkę, ale nie żałował oddać je przyjacielowi. Kto jak kto, ale Zayn był jednym z tych facetów, który potrafili słuchać i udzielali zaskakująco dobre rady.
- Masz- rzucił cukierki chłopakowi
- No to mów, chodzi o wyjazd Tali?- Harry aż się uśmiechnął. Mulat niesamowicie dobrze go znał.
Jednak już nic nie było w stanie zmienić decyzji jaką podjęła Tala, a Harry bardzo dobrze to wiedział. Ale potrzebował się z kimś podzielić swoimi żalami, a kto go mógł lepiej zrozumieć niż Zayn, który zmieniał dziewczyny tak często jak sam loczek. Kto wie, co przyszłość dla nich obu szykuje?

 Zanim zaczniesz czytać wpuść TO

*Oczami Louisa*

Kolejny koncert miał, rozpocząć się za kilka godzin. Jak zwykle przed godziny prób, żeby wszystko idealnie współgrało. Instrumenty chłopaków z zespołu i ich głosy. Dzisiaj na próbę przyszła nawet Marika i Venya. Liam chciał się chyba popisać przed swoją dziewczyna, bo nadzwyczaj  energicznie biegał po scenie, a że to źle, to mikrofon nie tak, a to odsłuch itd. Mało mnie to interesowało, bo po ostatniej mojej rozmowie, moje oczy były zwrócone tylko na nią. Przyćmiewała wszystko i wszystkich. Może to dziwnie zabrzmi, ale zdawało mi się, że jej postać emanuje jakimś dziwnym tylko dla mnie zauważalnym światłem. Dziewczyna podłapała mój wzrok z widowni.  Przeszedł mnie ten sam dreszcz co zawsze, gdy ona tak na mnie patrzy. Jak wygłodniałe zwierze. Moje podbrzusze zaczęło lekko pulsować. Musiałem się szybko zebrać w sobie, bo taki stojący problem na scenie, był by niezłym tematem rozmów nie tylko przez chłopaków. Kiedy tak starałem się skupić na szczęście Liam znowu przerwał piosenkę. Awanturując się o coś. Nasz menadżer zarządził w końcu jedną z dłuższych przerw na coś porządnego do zjedzenia. Każdy rozszedł się w swoją stronę.  A ja schodząc za kulisy napotkałem czyjąś rękę na swojej. To Marika, uśmiechała się zalotnie. Pogłaskałem ją tylko po policzku i pociągnąłem na tył, gdzie tylko my mieliśmy wstęp. Nie mógł nas tam zobaczyć nikt, bo z każdej strony była albo ściana albo blaszana wysoka brama.
Dzień zachodził, zaczął lekko padać deszcz a parę rozświetlała tylko pobliska lampa. Przytrzymałem ją i zachłannie wpiłem się w jej malinowe usta, a ona zrobiła krok do tyłu i omal nie potknęła się o porzucony głośnik. Kiedy wyciągnęła rękę żeby złapać równowagę, torba zsunęła się z jej ramienia na ziemię, ale Louis już przy niej był. Chwycił ją, ale nie zatrzymał się, tylko szedł dalej, aż jej plecy dotknęły ceglanego muru. Potem objął ją mocno i zaczął całować jak szalony.
Marika wiedziała, że powinna go odepchnąć. Tak nakazywał jej rozsądek, ale ona nie była w stanie go posłuchać. Nie, kiedy chłopak całował ją tak, jakby uznał, że warto za to pójść do piekła.
Wbiła palce w jego twarde ramiona, w mokrą tkaninę t-shirtu i oddała pocałunek z całą desperacją nagromadzoną przez kilka ostatnich dni, kiedy nie wiedziała, gdzie ona jest ani co myśli. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej z piersi kawałek serca. Nie mogła zaczerpnąć dość powietrza.
- powiedz mi co się dalej z nami będzie…
Odsunął się od niej tylko na krótką chwilę. Objął ją w talii postawił na zepsutym głośniku, tak że byli prawie równego wzrostu. Potem ujął w dłonie jej głowę i przysunął się tak blisko, że ich ciała niemal się zetknęły…ale nie całkiem. Marika czuła bijące od niego ciepło. Dłonie nadal trzymała na jego barkach, to jednak jej nie wystarczyło. Chciała, żeby przytulił ją mocno, całą ją oplótł.
Spojrzał jej w twarz . Jego oczy okolone rzęsami pociemniałymi od deszczu były intensywnie niebieskie.
Nie mogła dłużej znieść napięcia. Zabrała ręce z jego barków, wsunęła palce w szlufki paska i pociągnęła go do siebie. Nie stawiał najmniejszego oporu. Położył dłonie płasko na murze, przywarł do niej całym ciałem, tak że stykali się wszędzie- piersi, biodra, nogi- jak kawałki puzzli. Pocałował ją, długo i bez pośpiechu, aż zaczęła drżeć.
Nagle się odsunął.
- To nie ma sensu.
- Nic mnie to nie obchodzi- Mam dość udawania, że mogę żyć bez ciebie. Że nic między nami nie ma przed chłopakami. Nie rozumiesz? Nie widzisz, że mnie to zabija?
Wiedziała, co ma na myśli, widziała to w jego oczach, które znała tak dobrze jak swoje własne, w cieniach pod nimi, w pulsie dudniącym na jego szyi. Chęć, żeby usłyszeć odpowiedź, walczyła z bardziej pierwotną częścią jej umysłu i przegrała.
- Pocałuj mnie.- wyszeptała.
Gdy przycisnął wargi do jej ust, ich serca zabiły we wspólnym rytmie przez cienkie warstwy mokrej tkaniny, która je oddzielała. Marika zatonęła w doznaniach. Czuła deszcz spływający z jej rzęst, usta Louisa jego dłonie błądzące swobodnie po przemokniętej sukience, cienkiej i klejącej się do ciała. Było niemal tak, jakby dotykał jej nagiej skóry, piersi, talii, brzucha. Kiedy dotarł do rąbka sukienki, przycisnął ją mocniej do ściany, a ona objęła go ramionami w pasie.
Wydał z siebie gardłowy pomruk, gdy dotknął jej rajstop. Oczywiście natychmiast się podarły, a jego mokre palce nagle znalazły się na jej nagiej skórze. Mar wsunęła dłonie pod mokrą koszulę Louisa i badała palcami, co jest pod nią: napięta, gorąca skóra na żebrach, mięśnie brzucha, kości biodrowe nad paskiem jeansów. Było to dla niej nieznane terytorium, ale wyglądało na to, że jej eksploracje doprowadzają chłopaka do szaleństwa. Jęczał cicho z ustami na jej ustach, całował ją coraz mocniej, jakby nigdy nie miał się nasycić…Wtedy pech chciał, że drzwi się otwarły a w nich stanął Harry. Lekko zażenowany, że przyłapał przyjaciela z dziewczyną, która w dodatku nie była oficjalnie z nim w tak intymnym działaniu. Nie miał jednak wyjścia, bo wszyscy szukali Louisa. Odwrócił się, bo oboje mogli się ogarnąć rzucił
- Louis musimy wracać, bo nasz menadżer chce z nami coś nowego wypróbować. Jakby co czekamy na Ciebie w środku. – mówiąc ostatnie zdanie zamknął za sobą drzwi.
______________________________________________________________ 



Miski moje kochane przepraszam za zwłokę z nowym rozdziałem. Wariacie życie ostatnio mam. To był ostatni raz. Mam nadzieje, że Wam się spodoba rozdział, bo mój pomysł na następny będzie spektakularny mam nadzieję! xD Proszę o komentarze wiecie gdzie ;P


                                                                         Deine Liebe Shatzi :*