piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 27

*Oczami Nialla*
Od tygodnia jestem z Samanthą. Na początku było fajnie, ale później miała dla mnie coraz mniej czasu, wykręcając się, że musi przygotować imprezę dla dziewczyn i Liama. Rozumiem, że to dla niej bardzo ważne. Ma fioła na punkcie organizacji wszelakiego rodzaju przyjęć. Jest bardzo dokładna jeśli o to chodzi. Wszystkie szczegóły muszą być dopracowane. Powoli zaczynało mnie to wkurzać, bo od kilku dni nie liczy się nic więcej, niż impreza. A ja? Idę w odstawkę. Ja też potrzebuję czułości,a nie dostaję nic, prócz buziaka, na powitanie i pożegnanie i to w dodatku w policzek! Tak samo było dzisiaj. Pojechaliśmy w czwórkę do dziewczyn. Tak, w czwórkę. Liam znalazł sobie panienkę i do niej pojechał. Już tylko Zayn został singlem. Przynajmniej nie przyprowadza już panienek do domu, co wieczór -.- A to wszystko dzięki przyjaźnie z Mar. On dalej czuje się winny, że ona kiedyś oberwała. No w sumie, to Louis tez jest singlem, ale on się ostatnio dziwnie zachowuje, więc nie wiem, czy jest samotny. Przez ostatnie 2 dni wychodził gdzieś z Mariką, a potem wracał z bananem na ryju, więc coś musi być na rzeczy... Weszliśmy do domu. Poszedłem poszukać Sam, pierwsza była kuchnia, więc do niej zajrzałem. Siedziała tam, jak zwykle z tabletem w jednej ręce,a kawą w drugiej. Pewnie znowu nie przespała nocy, bo impreza jest ważniejsza  -.-
-Hej-przywitała się jako pierwsza, jednak nie odrywając wciąż wzroku znad urządzenia.
-Witam. A ty co? Znowu planowanie?-na mojej twarzy zamiast uśmiechu zagościł grymas.
-Nie. Piszę list motywacyjny, do szkoły artystycznej we Włoszech.
-Jak to we WŁOSZECH?!-podkreśliłem specjalnym tonem nazwę państwa.
-No chyba nie myślałeś, że ja tutaj zostanę?-popatrzyła na mnie.
-A co z nami?
-Związek na odległość nie ma sensu-powiedziała bez emocji. Zupełnie, jakby jej nie zależało.
-Czyli już nie ma NAS?-zapytałem z niedowierzaniem.
-Przecież jeszcze nie wyjeżdżam-Kurwa, jak ja nienawidzę, kiedy ona nie wyraża żadnych emocji, jebana obojętność.
-Aha. Czyli na razie jesteśmy razem, dopóki ty sobie nie pojedziesz i mnie nie zostawisz, tak?-nawet nie wiem, kiedy zacząłem krzyczeć.
-Jeżeli chcesz, to już możemy się rozstać.
-Czy ty siebie słyszysz? Ciebie to w ogóle nie obchodzi? Po co była ta cała szopka? Chciałaś się mną pobawić? Gratulacje, udało ci się!-nawet słowem się nie odezwała-Pięknie, czyli to prawda? Nic dla ciebie nie znaczyłem. Myślałem, że zdążyłem cię poznać, na tyle, żeby ci zaufać. I owszem zaufałem ci, jednak okazałaś się osobą nie godną zaufania. Jesteś po prostu bez uczuć!-nawet nie czekałem , bo nie chciało mi się słuchać jej głupich tłumaczeń. O ile takowe posiadała w zanadrzu. Wyszedłem prawie niepostrzeżenie. No właśnie prawie. Mon zatrzymała mnie w drzwiach.
-Hej Niall, co jest?-przywitała mnie uśmiechem.
-Bywało lepiej-odburknąłem i miąłem ją w drzwiach. Stała zdezorientowana. No tak, była przyzwyczajona, do wiecznie uśmiechniętego Nialla, niestety on teraz zniknął. Idąc sobie chodnikiem, kopałem kamyk, byłem strasznie wkurwiony. Czyli, że nic nie znaczyłem dla Samanthy? No miło, nie ma co. Szkoła artystyczna? Byłaby świetną aktorką, w komediach romantycznych -.- Ja ją zdążyłem tak jakby pokochać. Przez te 2 miesiące sprawiała wrażenie osobą, którą można darzyć tak silnym uczuciem. Zrobiłbym dla niej wszystko. Nie spodziewałem się tego po niej. Ona zawsze była taka opanowana, spokojna, ale potrafiła być wystrzałowa. Była bardzo opiekuńcza. Myślałem, że ona też coś do mnie czuje, ale chyba się jednak co do niej pomyliłem. Najbardziej zabolało mnie to, że te słowa wymawiała bez jakichkolwiek emocji, beznamiętnie. Nie wiem, czy jej to nie rusza? Widzę teraz, że faktycznie nic dla niej nie znaczyłem. Miałem ochotę się rozpłakać. Tak po prostu, jak małe dziecko. Usłyszałem za sobą jak ktoś krzyczy moje imię. Nie zamierzałem się odwracać. Ni chuja. Nagle dało się słyszeć pisk opon. Szybko się odwróciłem, niestety nie dałem rady dostrzec co się stało, gdyż pojazd zasłaniał ofiarę. Podbiegłem szybko, by sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Obok samochodu na chodniku leżała... Marika? Łudziłem się, że to może być Sam, która biegła za mną, by mi to wszystko wytłumaczyć. Cieszę się, że jednak jej się nic nie stało. O Marikę też się martwię, jest dla mnie jak siostra. Ukucnąłem obok przyjaciółki, samochód w tym czasie odjechał. Kurwa, jaki chuj, nawet nie wyszedł i nie sprawdził, czy kogoś nie zabił. Jebani Angole -.-
-Marika wszystko w porządku?-złapałem za jej zimne policzki.
-Tak, wszystko okej. Pomóż mi wstać-wyciągnęła w moim kierunku ręce. Wykonałem jej prośbę, jednak ta ledwo stała. Na jej białej bluzce zauważyłem krew, na wysokości lewego biodra.
-Chyba jednak nie wszystko jest okej-podniosłem skrawek materiału i zobaczyłem duże otarcie, z którego obficie sączyła się krew.
-To nic takiego. Chciałam z tobą pogadać.
-Nic takiego? Jedziemy do szpitala!-zmieniłem temat. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, zresztą wiem do czego zmierzałaby ta konwersacja. Pewnie zaczęłaby tłumaczyć Samanthę. Jak będzie miała coś do powiedzenia, to sama powie, a nie przez nią Marice stała się krzywda.
-Może od razu po karetkę zadzwoń?-powiedziała z sarkazmem-Od otarcia się nie umiera.
-Ale może wdać się zakażenie-dalej brnąłem.
-Chodź do domu. Zrobię ci obiad...-zaczęła mnie przekupywać.
-Taaa...-zrobiła krok i syknęła z bólu. Podszedłem do niej i wziąłem na ręce.
-Przecież mogę iść na nogach-zapewniała mnie.
-Właśnie widziałem-nie zdążyłem odejść daleko, więc w domu byliśmy szybko. Wszedłem do salonu z Mariką na rękach. Louis i Zayn siedzieli na kanapie. Położyłem im Mar na kolanach-Oddaję.
-Dzięki Nialler-posłała mi uśmiech przesiąknięty bólem. Puściłem jej oczko i na nowo opuściłem dom, tym razem bez świadków.
*Oczami Mariki*
Mon weszła do domu i zapytała co się stało z Niallem, bo wyszedł z domu wkurzony. Dziwne. Nie przyszedł się nawet przywitać, od razu poszedł do Sam. Ciekawe co się stało. Postanowiłam za nim iść i to wyjaśnić. W końcu to mój przyjaciel. Widziałam go za rogiem ulicy. Szedł powoli, więc mogłam go dogonić. Przyspieszyłam kroku, byłam coraz bliżej. Musiałam tylko przejść przez ulicę. Krzyczałam jego imię, aby się zatrzymał, jednak on nawet się nie odwrócił. Nie zważyłam na ruch uliczny. Usłyszałam pisk opon i już leżałam na ziemi. Piekło mnie biodro, samochód odjechał, a pobiegł do mnie Niall. Zadziałało, przynajmniej się wrócił i nie muszę za nim biec. Wstałam i syknęłam. Piekło, ale było znośnie. Rana nie zaliczała się do najmniejszych. Chłopak chciał, żebyśmy jechali do szpitala, ale ja zaprzeczyłam. Kiedy się ruszałam ból się nasilał, Niall widząc to wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. Położył mnie na Louisie i Zaynie i po prostu wyszedł. Jestem ciekawa, co Sam mu powiedziała. Mam nadzieję, że z nim nie zerwała. Nie wiem, co mam o tym sądzić. Z moich refleksji wyrwał mnie pisk Louisa.
-Co ci się stało?-wypiszczał wysokim głosikiem, który świadczył, iż jest przerażony.
-Nic-wzruszyłam ramionami.
-Ty krwawisz-Zayn przełknął głośno ślinę.
-Tylko nie mdlej-wstałam z miejsca, próbując ukryć ból wypisany na twarzy pod uśmiechem. Chyba jednak nie wyszło.
-Jedziemy do szpitala-rozkazał Louis.
-Nie!-krzyknęłam.
-Dlaczego?-Zayn stanął obok mnie.
-Bo nic mi nie jest!
-Jesteś najmłodsza i nic mnie nie obchodzi twoje zdanie-powiedział surowym tonem Tomlinson. Zaczęłam się go w tej chwili bać. To było bolesne, ale ruszyłam biegiem do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na brzegu, a z moich oczu popłynęły łzy. Słyszałam jak chłopcy dobijają się do drzwi.
-Marika, otwórz!-krzyczał Lou.
-Nie weźmiemy cie do szpitala, tylko proszę cię, otwórz!Musimy chociaż opatrzyć tą ranę-mówił spokojnym tonem Zayn.
-Tylko opatrzyć, nigdzie nie jadę, jasne?-otworzyłam im drzwi. Weszli do środka. Zayn zaczął szukać apteczki, a Boo Bear usiadł na toalecie, klepiąc swoje kolana.
-Siadaj.
-Po co?
-Bo jak Zayn ci to poleje, to z bólu zwiniesz się na ziemię-wujaśnił.
-To nie mogę sama usiąść?
-Będę cię wspierał-uśmiechnął się.
-Mam!-Zayn znalazł apteczkę.
-Okej-usiadłam na kolana Tommo, a on podniósł rąbek mojej koszulki.
-Ał-skomentował Zayn.
-I kto to mówi?-popatrzyłam na niego z irytacją.
-Oj cicho-ukucnął przy mnie-Jestem wrażliwy i tyle.
-Taaa, pod tą toną żelu...
-Widzę, że tobie się już polepsza. Bynajmniej znów używasz sarkazmu.
-Lej, nie pierdol-ponagliłam go.
-Dobra, już-przyłożył buteleczkę do rany.
-Daj to!-wyrwałam mu ją.
-Czemu?
-Bo widzę, że jesteś bardziej zestresowany niż ja! Wyjdź stąd bo zemdlejesz-wyszedł-Ty też chcesz wyjść?-widziałam przerażenie w oczach Louisa.
-Dam radę-zapewnił.
-Ale z was baby-wywróciłam oczami. Wylałam chyba pół zawartości butelki. Zawyłam z bólu. Rana zaczęła się pienić. Czułam silny uścisk dłoni Louisa. Z oczu po raz kolejny popłynęły mi łzy. Chłopak przetarł mi je wierzchem dłoni. Wstałam z niego. Ból był niewyobrażalny. Miałam zdartą skórę do samego mięsa, czy czegoś tam co jest pod nią :D Lou odszukał plaster do wycięcia i przykleił mi spora jego powierzchnię-Dzięki-posłałam mu śmiech przesycony grymasem.
-Chodź-wziął mnie na ręce.
-Znowu ktoś mnie niesie. Przecież ja mogę chodzić!
-Ale teraz wiem, że jesteś bezpieczna-nie skomentowałam tego, bo mogło mu się zrobić przykro. Zaniósł mnie do mojego pokoju. Z pokoju Tali dochodził śmiech. Nie chcę wiedzieć, co się tam dzieje...
-Chyba nie chcesz ich słuchać?-popatrzył na mnie skrzywiony, na myśl o naszych przyjaciołach. Pokręciłam przecząco głową-Tak myślałem-podszedł do laptopa i włączył muzykę. Zaczęłam się śmiać-Z czego ryjesz?-zapytał nie wiedząc o co chodzi.
-Przy tej piosence się kiedyś ruchaliśmy.
-Możemy to powtórzyć-poruszał zabawnie brwiami. Wstałam i ściągnęłam koszulkę. Louis wydał z siebie jęk zawodu-Ja chciałem to zrobić.
-Przecież nie będę się z tobą teraz pieprzyć. Ja się przebieram, muszę wyrzucić tą koszulkę, bo jest w krwi-wyjęłam z szafy za duży T-shirt i założyłam na siebie. Louis w tym czasie zakluczył drzwi-Nie dzisiaj-poklepałam go po ramieniu i zaczęłam ściągać spodnie.
-Ty to robisz specjalnie!-zrobił obrażoną minę.
-O co ci chodzi?-zapytałam zdezorientowana.
-Rozbierasz się przy mnie, ale nie chcesz żebym do ciebie dołączył-wytłumaczył.
-Rozbieram się, bo chcę się położyć. Jak tak to na ciebie działa, to wyjdź!
-To ja wolę sobie jednak popatrzeć...-no tak, jego wzrok zatrzymał się na mojej dupie.
-Weź sobie znajdź dziewczynę, bo jesteś niewyżyty.
-Chciałbym-powiedział jakby do sienie, ale ja to usłyszałam. Puściłam to mimo uszu. Położyłam się do łóżka i usłyszałam jego ciche westchnienie. Zamknęłam oczy. Poczułam jak łóżko ugina się. Otworzyłam oczy. Louis leżał twarzą do mnie, wpatrując się w moje usta.
-Gdzie w ubraniach?!
-Dobra, już się rozbieram-on patrzył jak ja ściągam ciuchy, więc ja też postanowiłam sobie podglądnąć. Lubiłam jego ciało, a w szczególności ten tyłek... Uśmiechnęłam się do siebie. Widziałam jak się odwraca, więc przymknęłam oczy-I tak wiem, że podglądałaś.
-Wcale nie!-broniłam się.
-Ale ja się nie gniewam.
-A idź!-położył się obok i przysunął bliżej. Czułam jego oddech na policzku. Musnął delikatnie moje usta.
-Dobranoc, Mar.
-Dobranoc-mruknęłam i odwróciłam się do niego tyłem. Położył dłonie na mojej talii, obejmując mnie-Louis, to boli!-syknęłam.
-Przepraszam, zapomniałem-puścił mnie. Nie odpowiedziałam nic, tylko usiłowałam zasnąć, aż w końcu mi się udało.
________________________________________________________
No, przepraszam za opóźnienie, ale wczoraj już zaczęłam, ale mama zaczęła świrować i musiałam zejść z kompa -.- Następny dodam w środę? Może wcześniej. Dziękuję za ponad 5 tys. wyświetleń!!! <3

sobota, 23 czerwca 2012

Rozdział 26

*Oczami Harrego*
Tala się na mnie obraziła, a ja jej chciałem tylko pomóc, no! Biedna, jeszcze nie wyładowała szczęścia. Postanowiłem wziąć ja na spacer, do mojej miejscóweczki, mam nadzieję, że jej się tam spodoba ; )
-Tala?
-Nie odzywam się do ciebie!-krzyknęła z salonu. Siedziałem w kuchni. No cóż, widzę, że będę musiał się tam przejść. Tala siedziała w fotelu, naprzeciwko Louisa i rzucała mu do buzi kawałki marchewki. Niestety, musiałem im przeszkodzić. Tak mi z tego powodu przykro, że aż wcale -.- Wziąłem od Tali miskę z warzywem i położyłem na stoliku obok. Patrzyła na mnie z miną typu 'wtf?!'. Podniosłem ją tak po prostu i niosąc ją na rękach, wyszedłem z domu. Oczywiście nie obyło się bez krzyków i protestów z jej strony, ale szczerze mówiąc, to jej nie słuchałem :P
-Postaw mnie! Czy ty się w końcu kąpałeś? Harry, no! Postaw mnie!
-A będziesz szła sama?-zapytałem, przystając i patrząc w jej błękitne oczy. Potrzebuje ratownika, bo utonąłem!
-Tak!
-Dobra-postawiłem ją, jednak łapiąc za rękę. Popatrzyła na nasze splecione palce, a później na mnie, podnosząc jedną brew do góry-No co? Muszę mieć pewność, że mi nie uciekniesz-wzruszyłem ramionami, robiąc niewinną minkę. Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nic nie powiedziała. Zacząłem ją ciągnąć w stronę parku.
-Serio? Spacerku ci się zachciało?-prychnęła pod nosem.
-Och, zamknij się-uciszyłem ją. Poszliśmy przez dosyć gęste krzaki. Oczywiście nie obyło się bez komentarza, ze strony dziewczyny -.-
-No pięknie! Teraz mnie jeszcze w krzakach wyruchasz.
-Taaa, chciałabyś-pokręciłem głową i się zaśmiałem. Wreszcie doszliśmy na miejsce. Tali szczęka opadła. I kto się teraz śmieje?-I jak? Podoba się?-popatrzyłem na nią. Stała z otwartą buźką-Bo ci mucha wleci-zaśmiałem się-powiedziała coś niezrozumiałego, pewnie w ojczystym języku-A może wysilisz się na angielski?-Uniosłem brew.
-Tyle, że nie potrafię tego opisać po angielsku-zmieszała się nieco, spuszczając głowę.
-Ale podoba ci się?
-Yhy...
-Nie ma co, bogaty komentarz-zaśmiałem się.
-Jak znalazłeś taką miejscówkę?-prawda. Miejsce było niesamowite. Dookoła las, na środku polana, strumyk, kompletna cisza, z dala od londyńskiego zgiełku, w dodatku nikt nie słyszał co się tutaj dzieje. Po prostu mój własny azyl.
-Kiedyś, dziewczyna ze mną zerwała. Byłem na nią wściekły. Plątałem się po tym parku, przez bardzo długi czas, aż w końcu znalazłem się tutaj. Odkąd znalazłem to miejsce, przychodzę tutaj, by odpocząć lub gdy mam problem. Wyciszam się tutaj. To moje miejsce catharsis.
-Przykro mi z powodu dziewczyny-dotknęła mojego ramienia, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz-To miejsce jest piękne-wyszeptała do mojego ucha.
-Tak, to miejsce jest wyjątkowe.
-Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?-popatrzyłem w jej oczy.
-Bo ty również jesteś wyjątkowa-spuściła głowę. Nie mogłem ocenić, czy się zarumieniła, gdyż na policzkach miała bronzer. Ująłem jej podbródek, tak, aby znów na mnie spojrzała. Uciekała wzrokiem, ale w końcu wyłapałem go. Nerwowo zaczęła się bawić kosmykiem włosów. Zbliżyłem się do niej. Prawie stykaliśmy się ciałami. Lekko zbliżyłem się do jej ust i musnąłem je swoimi wargami. Nie stawiała oporu, więc postanowiłem kontynuować. Trzymałem dłoń na jej policzku, a ona swoją wplotła w moje loczki. Tylko Louis miał prawo ich dotykać, ale to się niebawem zmieni :D Drugą rękę położyłem na jej biodrze, a później powędrowała pod jej koszulkę. Zaśmiała się przez pocałunek, po chwili się oderwała.
-Nie za dobrze ci?-zapytała, spoglądając na moją rękę.
-Oj, no. Nie moja wina, że kusisz-przygryzłem wargę.
-Peszek. Nie jesteśmy razem, więc na kuszeniu pozostaniemy.
-Jak to nie jesteśmy razem?
-Co się dziwisz? Moje przyjaciółki się całowały, ale nie były razem. Ba! Nawet homo nie były
-Ale ja jestem chłopakiem!-oburzyłem się-Ale skoro ci tak zależy na tych formalnościach, to Tala, będziesz ze mną chodziła?
-Jasne, do sklepu, po bułki-zaśmiała się.
-Ale się czepiasz szczegółów. Jesteś ze mną, a ja z tobą i tyle.
-Nie pamiętam, bym wyrażała zgodę bądź chęć.
-Na pewno?
-Na pewno-znowu ją pocałowałem. Delikatnie zasysałem jej język. Kiedy skończyłem, popatrzyłem na nią wyczekująco-Chyba mnie przekonałeś....-zaśmiała się cicho.
-No ja myślę-uśmiechnąłem się cwaniacko.
-Ale mogłeś się bardziej postarać-wystawiła mi język. Wywróciłem oczami i spojrzałem na telefon, w celu sprawdzenia która godzina, gdyż dookoła już dawno panował zmrok. 00:23
-Wszystkiego Najlepszego!
-Co?
-Dzisiaj jest 19-wytłumaczyłem.
-O kurwa! A ja nie złożyłam papierów do szkoły!
-Ja ci tu życzenia składam, a ty mi z jakimiś papierami wyjeżdżasz-zrobiłem smutna minkę.
-No bo to jest ważniejsze! Zwłaszcza, że ja nie będę miała czasu tego zrobić.
-Zaniosę je za ciebie-uśmiechnąłem się.
-Taaa. Żeby cała szkoła ocipiała, bo Harry Styles zaniósł moje podanie -.- Nie dzięki, Marika to zrobi.
-I tak będę cię codziennie odwoził, więc zauważą.
-Nie będziesz mnie odwoził.
-Dlaczego?
-Bo ja mam prawko!
-Ale jak? Przecież dopiero dzisiaj prawnie masz 18 lat.
-Tak, ale skoro przeprowadziłyśmy się do Londynu, to pozwolili nam je zrobić wcześniej. Mar też ma, ale możemy korzystać dopiero z dniem urodzin.
-Ale fajnie! Też tak chcę!
-Ty już przecież masz-.-
-A no faktycznie-Tala popatrzyła na mnie i strzeliła facepalma. Wróciliśmy do domu 1D i jak zwykle poszliśmy oboje spać do mojej sypialni. Zmieniło się jedynie to, że tym razem jako para ; )
*Oczami Louisa*
Kilka dni później
Niall jest z Samanthą. Harry jest z Talą. Tala przez ostatnie dni chodziła na treningi, z czego Haroldzik zadowolony nie był, bo nie poświęcała mu tyle czasu. Gala na jego szczęście już się skończyła i jego dziewczyna razem z nim wypoczywa. Marika złożyła dokumenty do szkoły i za 4 dni do niej idzie. Nie mogę już pieścić Harolda, bo on nie ma dla mnie czasu ;c Zacząłem czuć coś dziwnego i nie, nie są to stare skarpetki Nialla -.- W sumie to dobrze mi z tym uczuciem. Mianowicie, nie postrzegam już Mariki jako zwykłej przyjaciółki.  Z Zaynem zostali tylko przyjaciółmi i świetnie się dogadują, co mnie bardzo cieszy. Wychodzą razem na zakupy, ostatnio nawet był z Mar u fryzjera. Powróciła do naturalnego koloru, bo stwierdziła, że ten jej w czymś przeszkadza. Ona za to była z Zaynem w salonie tatuażu i piercingu. Mulat zafundował sobie nowy tatuaż, a Marika kolczyk w wardze. Nasza umowa dalej obowiązuje, ale dawno tego nie robiliśmy. A szkoda, bo chciałbym sprawdzić jakie to uczucie jak całuje się z osobą, która ma kolczyk w wardze. Mmmmm.... Louis, weź się ogarnij. Powiedz jej co czujesz, to posmakujesz tych ust! Jak zwykle serce ma rację, ale co na to rozum? Czemu nie potrafią się zgrać jak w tej reklamie, co mi Marika pokazywała, kurde czego to była reklama? A chuj z tym -.- Nie ważne, pewnie i tak rozum ma jakieś ale. Zaniepokoiło mnie, to że Marika coraz częściej gdzieś wychodzi, a wraca uśmiechnięta. U niej to nie jest normalne, bo zazwyczaj, żeby się uśmiechnęła, to musi się coś wydarzyć, ktoś ją musi rozśmieszyć, albo coś w tym stylu. Może już jest za późno i kogoś ma? Lou, idioto, pewnie się spóźniłeś, ale z ciebie ciota -.- Muszę to obczaić. Wiem, że to głupie, ale chyba zacznę ją śledzić. Przebrałem się tak, żeby mnie nie poznała. Całkowicie zmieniłem swój dotychczasowy styl. Pożyczyłem koszulę od Nialla, buty i czapkę od Zayna, okulary od Harrego i spodnie od Liama. Boże jak można się tak ubierać?! Trudno, jakoś przeżyję, byle szybko. Schowałem się za drzewem obok jej domu. Po chwili wyszła z niego, z dużą torbą w ręce. Wsiadła do samochodu i odjechała. Przewidziałem taką opcję i przy sąsiednim domu stała moja taksówka. Podbiegłem do niej i nakazałem kierowcy jechać za samochodem Mariki. Dojechaliśmy prawie na obrzeża miasta, zapłaciłem i wysiadłem. Powoli podążałem za dziewczyną, która weszła do budynku.  Przez szybę widziałem jak wita się z jakimś chłopakiem.
Skrzywiłem się mimowolnie na ten widok. Marika przeszła dalej, a ja wszedłem do środka. Chłopak stał na recepcji. Z jego plakietki wywnioskowałem, że ma na imię Noah. Nie miałem pojęcia co to za budynek. Na ścianach wisiało pełno fotografii crossów, motocyklistów, rajdów. Postanowiłem podpytać tego kolesia, co się tutaj mieści i czy wie, gdzie poszła Mar.
-Przepraszam?
-W czym mogę służyć?
-Szukam Mariki Hale.
-Tak, pewnie jest na torze-gdy to powiedział rozmarzył się. Ja mu dam! Nie będzie mi ty marzył o Marice!
-Na torze?-chciałem się upewnić, czy się nie przesłyszałem.
-Tak, motocrossowym.
-Że co?
-Jeżeli pan, chce, to może pan wejść na trybuny i popatrzeć.
-Przepraszam, a co ona tam robi?
-Jak to co? Jeździ.
-To gdzie te trybuny-zapytałem zdenerwowany.
-Tamte drzwi-wskazał dłonią.
-Dzięki-rzuciłem i ruszyłem do owych drzwi, po chwili zająłem miejsce na trybunach. Na torze ścigało się kilka osób, dokładnie 5. Cały czas prowadził zielony cross, a na nim osoba w kombinezonie tego samego koloru.
Dalej, w niewielkiej odległości jechał żółty, pomarańczowy, granatowy i pomarańczowy. Nie powiem, nieźli wszyscy byli. Ale ten koleś, który był na przodzie, to po prostu wymiatał. Dręczy mnie to, dlaczego Mar nikomu o tym wszystkim nie powiedziała. Jestem ciekawy, czy dziewczyny wiedzą. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, mogła mi powiedzieć. Gdzie ona teraz jest do jasnej cholery?Usłyszałem dźwięk, oznajmiający, że to ostatnie okrążenie. Zielony cross był dalej na prowadzeniu. Ostatni pagórek i zwyciężył. Byłem pod wrażeniem. Wszyscy się zatrzymali i zaczęli gratulować motocykliście w zielonym kombinezonie. Zaczęli przybijać piątki, ściskać się i zdejmować kaski. Łooo kurwa, to nie chłopak, a dziewczyna w zielonym kombinezonie, a w dodatku Mar! Ja pierdole, ona wymiata! Wygrać z czterema kolesiami?! Moja krew!Jednakże nie zmienia to faktu iż jestem na nią wściekły, że wszystko przede mną utaiła. Jest to równie niebezpieczny sport i za to tez jestem na nią zły. Jakby jej się coś stało? Postanowiłem zaczekać na nią przy recepcji. Usiadłem sobie w wygodnym fotelu i czekałem aż wyjdzie. Długo czekać nie musiałem. Wyszła w towarzystwie trójki chłopaków, nie wiem gdzie się podział 4 -.-
Z jednym z nich szła pod rękę. Głośno się z czegoś śmiali. Zaczęła się z nimi żegnać. Nie zauważyła mnie. Kierowała się już ku wyjściu, kiedy recepcjonista ją zawołał, wskazując palcem na mnie. Kiedy mnie zobaczyła jej mina zrzedła. No cóż, moja też była nietęga. Byłem zły. Patrzyłem na nią z wyrzutem. Powoli do mnie podeszła, a ja zmierzyłem ja surowym wzrokiem.
-Co ty tutaj robisz?-zapytała przerażona.
-Śledziłem cię-odpowiedziałem bez emocji.
-Że co proszę?! Pojebało cię?
-Myślałem że kogoś masz-powiedziałem z lekką skruchą w głosie.
-A nawet jeśli to co?
-Po prostu się martwiłem! Zresztą to ja mam powody do krzyku!
-Niby jakie?-prychnęła.
-Kto wie?
-O czym?
-Nie udawaj. Kto wie, że jeździsz?-spuściła głowę, kreśląc butem kółka po płytkach-Nikomu nie powiedziałaś?-pokręciła nieśmiało przecząco głową-Dlaczego?
-A po co miałam wam mówić? Żebyście się śmiali, bo to męski sport? Dosyć się na torze wymęczyłam, żeby mieć dobrą reputację!
-Przestań, nikt by się nie śmiał.
-Jasne, faceci są do wszystkiego zdolni.
-Czy ja się teraz śmieję?-pokazałem na swoją twarz.
-Nie. Ale za to jesteś zły.
-Dziewczyno, jesteś niesamowita, ale to niebezpieczny sport...
-No właśnie! Skoro jestem niesamowita, to dlaczego robisz mi aferę?
-Długo jeździsz?-chciałem zmienić temat.
- Mniej więcej od 16 roku życia.
-Czyli zaczęłaś w Polsce?
-W Polsce częściej jeździłam na ścigaczu. Crossy były atrakcją raz na miesiąc, jak mnie brat zabrał.
-Na ścigaczu? Dziewczyno! Ty się chyba niczego nie boisz!-zaśmiałem się.
-Kur i gołębi-odparła ściszonym głosem z grymasem na twarzy.
-Hhahahahahah, gołębi?
-One są straszne! Dobra, chodź, odwiozę cię.
-Właśnie się zastanawiałem, skąd miałaś hajs na takie auto?
-Wygrałam.
-Samochód?
-Nieee. Miałam pieniądze z wyścigów, zakładów, udzielałam lekcji. No wiesz faceci bardziej się garną, jak uczy ich dziewczyna :D
-Taaa -.-
-Nie powiesz nikomu, że jeżdżę?
-Pod warunkiem, że mnie nauczysz-wyszczerzyłem się.
-Nie ma sprawy-zaśmiała się. Wsiedliśmy do samochodu i Marika odwiozła mnie do domu, a sama pojechała do siebie, bo był już wieczór, a ona była zmęczona
___________________________________________________
Jest już prawie niedziela, więc dodaję :D Bo jutro wybywam na jachty <3 i nie będę miała czasu ;< Dodam jeszcze najprawdopodobniej w czwartek bo w piątek jadę chyba na garbojamę :D Jak się Matka<czyt. siostra> zgodzi, bo z rodzicami to nie problem :P Miłych wakacji i ogólnie...a nie chce mi się pisać. Branoc <3

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Rozdział 25

*Oczami Zayna*
Widziałem, że Marika jest czymś zdenerwowana. Coś się musiało wydarzyć, tylko nie wiem co. Ja nie mogę dłużej czekać. Chciałbym się w końcu dowiedzieć, co ona tak na prawdę do mnie czuje. Dałem jej te szlugi i przemyślałem wszystko jeszcze raz. Wyszedłem za nią na taras. Siedziała zamyślona. Ciekawe o czym, albo o kim myślała. Strasznie się stresowałem. Wziąłem jej dymiącą truciznę i przyłożyłem do ust, głęboko się zaciągając.To mnie odprężało. Zamyśliłem się. W głowie właśnie obmyślałem to, co mam jej powiedzieć. W końcu wymyśliłem i zabrałem głos. Ona również chwilę zamyśliła się nad swoją wypowiedzią i zaczęła.
-Zayn, ja... Jasne, przyznam się, że mi się podobasz, zresztą, komu nie? Jesteś na prawdę wspaniały. Twój zapach mogę wdychać cały czas. Szlugi, zmieszane z perfumami. Twój uśmiech i mocno pociągający zarost-uśmiechnęła się pod nosem- Ale...
-O nie! Kurwa, zawsze jest jakieś jebane ale! A więc co tym razem?
-Ty tego nie zauważyłeś?-zapytała spokojnie, mimo mojego wybuchu.
-Ale czego?-odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie.
-Ja już to sobie uświadomiłam.
-Do sedna, Mar-ponagliłem ją.
-Nie zauważyłeś tego, że owszem, ja ci się podobam, może nawet mnie kochasz, ale tylko jako przyjaciółkę. Na dłuższą metę by to nie wypaliło-zdziwiłem się-To, że czasami masz ochotę mnie pocałować i tym podobne, wynika z braku równie bliskiej ci osoby i przechodzi to na przyjaciół. Potrzebujesz bliskości, drugiej osoby, ale nie jestem nią ja! Pomyliłeś się. Rozum potrafi płatać niezłe figle, a później serce ubolewa.
-Łał, Mar, skąd ty takie rzeczy bierzesz?
-Oj daj spokój. Nie jestem naturalną blondynką-oburzyła się.
-Oj, no wiem-cmoknąłem ją w policzek.
-Czyli zgadzasz się z moją teorią?-popatrzyłem na nią zdezorientowany, a ona wywróciła oczami-Lepiej żebyśmy zostali przyjaciółmi?
-Tak. Nie wiem co ty zrobiłaś, ale mogłabyś być psychologiem, jak taki kit potrafisz wcisnąć-zaśmiałem się- Robisz naprawdę dobrą wodę z mózgu.
-Bitch, please! To nie było trudne! Przecież ty nie masz mózgu!-zgromiłem ją wzrokiem, a ona się uśmiechnęła.
-Dzięki, miła jesteś.
-Wiem-puściła mi oczko.
-I skromna-dodałem.
-Oj, weź przestań, bo się zarumienię!-złapała się za policzki.
-Dobra, a tak zmieniając temat, to co się dzisiaj wydarzyło?-zapytałem, jednak nie zdążyła mi odpowiedzieć, bo zadzwonił jej telefon.
-Przepraszam-wyciągnęła go i spojrzała na ekran, po czym się skrzywiła i odłożyła go na stolik.
-Nie odbierzesz?
-Jeżeli chcesz, możesz pobawić się w sekretarkę-uśmiechnęła się słabo.
-Dawaj-wyciągnąłem rękę, a ona podała mi dzwoniący aparat. Popatrzyłem na wyświetlacz. Widniał na nim nieznany numer. Odebrałem-Dzień dobry. Zakład pogrzebowy "Pogodna Nowina", w czym mogę służyć?-Marika zaczęła się podśmiewać. Ja też z trudem się opanowywałem.
-Przepraszam, czy nie dodzwoniłem się do Mariki Hale?-zapytał męski głos, po drugiej stronie słuchawki.
-Proszę poczekać, sprawdzę w trumnach.
-Co?!-mężczyzna głośno przełknął ślinę, a ja myślałem że się posikam ze śmiechu. W słuchawce dało się usłyszeć klakson, a później pisk opon, a w końcu przerwane połączenie.
-Ups-spoważniałem.
-I co? Kto to był?-dopytywała Mar.
-Yyyy.... jakieś ogłoszenie-skłamałem.
-Aha-skomentowała bez większego entuzjazmu.
-Wracamy do środka?
-Jasne-po drodze cały czas się szturchaliśmy i przepychaliśmy, w rezultacie do salonu wpadliśmy ze śmiechem, a reszta patrzyła na nas jak na debili, w sumie to się im nie dziwię. Do salonu wpadła Tala, podskakując znalazła się obok nas-Tala co jest?-zapytała Mar. Ta tylko zaczęła skakać w miejscu, wymachując rękami-Hej! Spokojnie! Wdech, wydech-trzymała ją za ręce. Wyglądały co najmniej jak w szkole rodzenia. Marika pokazuje Tali jak głęboko oddychać. W końcu blondi się opanowała i przemówiła.
-Za... za...zatańczę z Shakirą!-wysapała.
-Co?! To zajebiście!-Marika zaczęła razem z nią skakać z radości.
-Ja jej nie wierzę!-wydarłem się, żeby mnie usłyszały.
-Czemu?-Mar przystanęła, patrząc na mnie.
-No, bo...-nie wiedziałem co powiedzieć.
-No nie powiem, argumentację, to ty masz mocną-zaśmiała się. Tala poszła do kuchni.
-No co?-zacząłem ją dźgać w brzuch, oddawała mi tym samym. Zaczęliśmy się gonić po całym domu, aż wpadliśmy do mojego pokoju. Zapędziłem Marikę w róg. Nie bardzo miała jak się wydostać. Cofała się do tyłu, w stronę kanapy, która stała w kącie. W końcu się na nią natknęła i przewróciła się na nią. Teraz leżała jak długa. Postanowiłem to wykorzystać i usiadłem na niej okrakiem-I co teraz?-zapytałem, unosząc brew.
-Puścisz mnie wolno, jak przyjaciel-powiedziała z nadzieją, robiąc proszący uśmiech.
-Hmmm.... Nie-zaśmiałem się cwaniacko.
-Oj no, Zayn! Ciężki jesteś! Weź zacznij nakładać mniej żelu na włosy, to schudniesz!
-No wiesz!-złapałem się za głowę-Moje włosy są idealne!
-Taaa, a ja jestem fanką Justina Biebera-powiedziała jakby do siebie.
-Słyszałem! Czyli możesz się zgadać z Niallem.
-Debilu, to byłą ironia!
-To teraz, już nigdy z ciebie nie zejdę!-skrzyżowałem ręce. Jak ona śmie obrażać moje włosy?
-To chociaż włącz telewizor, bo mi się nudzi-wywróciła oczami. Zlokalizowałem pilota, który leżał na szafce nocnej, po drugiej stronie pokoju. Wstałem i podszedłem do mebla. Nie przemyślałem tego jednak, gdyż był to podstęp. Marika wykorzystała moją nieuwagę i wybiegła z pokoju. Na moje nieszczęście prosto w ramiona... Louisa -.- No ja pierdole, że też akurat on się musiał napatoczyć.
-Marika, szo sze sztao?-zapytał przegryzając marchewkę.
-Fuj, Lou, oplułeś mnie marchewką!-przetarła policzek-Połknij ciołku, zanim przemówisz!-dało się słyszeć przyspieszone rzucie Tomlinsona i głośne przełknięcie.
-Przepraszam-zaczął ją całować po policzkach. Kurde, mimo tego, iż jesteśmy przyjaciółmi, to boli mnie to, że nie ma ze mną tak dobrych kontaktów jak z Boo.
-I tak ci nie wybaczę-skrzyżowała ręce.
-Ale dlaczego?-zrobił słodkie oczka.
-Bo to już drugi raz! Poprzednio mnie polizałeś!-Czy ja o czymś nie wiem? Czas im przerwać te czułe scenki!
-Jadę do sklepu, ktoś ze mną?-zapytałem. Może uda mi się ich jakoś od siebie odciągnąć.
-Ja!-krzyknęli w tym samym czasie. No ja pierdole, jedno miało zostać -.-
-Sory, ale moje auto jest dwuosobowe!-tak, to świetny argument-Mar, jedziesz ze mną!-wyszczerzyłem się, a ona pokazała język Lou.
-Maruś, kupisz mi marcheweczki?
-Po to, żebyś je później na  mnie bezczelnie wypluwał? Chyba sobie kpisz! Zapomnij!
-Zaynuś, kochanie...
-Ja się na tym nie znam, paa!-posłałem mu całusa w powietrzu i zbiegłem na dół. On coś tam jeszcze krzyczał, ale go nie słyszałem :D
*Oczami Samanthy*
Kurwa, czuję się winna, temu że Niall rozjebał sobie nogę. Mimo, że za każdym razem upewnia mnie,  że przecież nic się nie stało, to ja i tak go przepraszam. Siedzieliśmy teraz u niego w pokoju. O dziwo, Niall nie poszedł pierwsze do kuchni. Sukces! :D Poszłam z nim, bo co miałam robić? Miałam siedzieć z tą dziczą na dole? Nie dziękuję. Chłopak szedł w stronę łóżka, a ja zamykałam drzwi. Byłam do niego tyłem.
-Niall, ja cię prze...
-Skończ już!-znalazł się za mną. Poczułam jego oddech na szyi-Mówiłem ci już tyle razy, że nic się nie stało! Przecież nie umarłem, a rana nie jest nawet szyta.
-Ale mi jest na serio...-nie skończyłam, bo przerwał mi pocałunkiem. Był taki delikatny. Oderwał się ode mnie, przekręcił klucz w drzwiach i popatrzył mi głęboko w oczy. Utonęłam w ich niebieskiej głębi... One tak hipnotyzowały. Ponownie zatraciliśmy się w pocałunku, tym razem był on bardziej namiętny i zachłanny. Nasze języki pieściły się wzajemnie. Niall delikatnie przygryzał moją wargę. Wplotłam palce w jego jasne włosy. Nie był ode mnie dużo wyższy, więc nie musiałam stać na palcach.

(Zaczyna się scena +18, czytasz na własną odpowiedzialność, więc później nie komentuj, jeżeli nie przypadnie Ci do gustu)

 Jego ręce wylądowały na moich biodrach, zjeżdżając niżej, na pośladki, przyciągając mnie do siebie, później powędrowały na uda. Uniósł mnie, a ja oplotłam go w pasie moimi nogami. Przyparł mnie do najbliższej ściany, przy której stała niska komoda. Posadził mnie na niej i przepchnął przez jej długość, co spowodowało zrzucenie wszelakich pierdółek, które na niej leżały. W końcu dotarliśmy do łóżka. Niall mnie wręcz na nie rzucił, a sam stał nad nim i ściągał koszulkę. Przygryzłam wargę i patrzyłam z pożądaniem na jego klatkę piersiową. Kiedy już uporał się z koszulką, stanęłam przed nim i przejechałam ręką po jego nagim torsie. Uśmiechnął się. Znowu zaczęliśmy się całować. Pomógł mi ściągnąć bluzkę, a ja jemu spodnie. Moja ręka wylądowała w jego bokserkach. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując, że jego 'kolega' jest już sztywny. Chłopak lekko się zarumienił, ale żeby nie czuł się nieswojo, pocałowałam go w kącik ust. Zachęcony do dalszego działania, zajął się moimi spodniami, które po chwili wylądowały gdzieś w kącie. Zarzuciłam mu dłonie na szyję, a jego ręce tym razem znalazły się pod koronkową bielizną, na pośladkach. Irlandczyk lekko je ściskał, co mnie podniecało. Po chwili byliśmy całkiem nadzy. Niall był nade mną i smyrał mnie nosem po brzuchu. Postanowiłam mu się odwdzięczyć i zamieniliśmy się miejscami. Na początku złożyłam długi pocałunek na jego ustach, schodząc po szyi, by później koniuszkiem języka zjechać po torsie, aż do pępka. Jego męskość była już gotowa, więc nie było sensu ciągnąć dalej gry wstępnej. Niall zaczął całować mnie od moich melonów, aż po moją 'koleżankę'. Byłam już bardzo podniecona, a Irlandczyk chyba to zauważył, bo lekko zaczął mi wkładać palce do muszelki. Najpierw jeden, a później dołączyła pozostała 3. Na początku czułam lekki dyskomfort, ale się przyzwyczaiłam. Czułam się przyjemnie. Zaczął wchodzić coraz głębiej, szukając mojego punktu G. Po chwili już jęczałam z zadowolenia. Postanowiłam też dać mu trochę przyjemności. Wzięłam jego marcheweczkę w dłoń i zaczęłam wykonywać ruchy góra dół. Do pierwszej ręki dołączyła długa. Niall coraz ciężej oddychał, ale postanowiłam zachować to na później i zaprzestałam działania, widząc, że zbliża się ku końcowi. Chłopak popatrzył na mnie zawiedziony, a ja puściłam mu oczko. Bez problemu wiedział o co mi chodzi. Wyciągnął z szafki nocnej prezerwatywę i się zabezpieczył. W końcu mogliśmy zacząć działać. Wszedł we mnie delikatnie, ale zarazem stanowczo. Jęknęłam cicho. Wykonywał powolne i staranne ruchy, które z czasem przyspieszał. Wiliśmy się z rozkoszy. Takiej przyjemności jeszcze nikt nigdy mi nie dał. Niall był idealny, w każdym stopniu i względzie.

(Możesz czytać dalej, bez obawy zgorszenia się ;] )

Zrobiliśmy to. Było niesamowicie i niezapomnianie. Opadliśmy ze zmęczenie i wtuliliśmy się w siebie, okrywając kołdrą, z postanowieniem popołudniowej drzemki...
______________________________________________________________
Hhahahah, 25 :D Rany ile wejść się posypało, ponad 4 tysiące ;o Żeby nie było, że mam jakieś zboczenia, to ja pisałam łagodniejsze sceny, a te 'ostrzejsze' moja przyjaciółka :D Kto to czytał, to mam nadzieję, że się podobało :P  Następny w niedzielę <3

czwartek, 14 czerwca 2012

Rozdział 24

*Oczami Nialla*
No zajebiście. Nie ma to jak chcieć sobie zrobić 'dziuplę' w drzewie i rozjebać nogę -.- Takie rzeczy tylko Nialler. Marika zadecydowała, że jedziemy na pogotowie. Bolało jak cholera, zwłaszcza, że krew mi cały czas ciekła po nodze, łaskocząc mnie jednocześnie, a rana szczypiąc, zapewne od drzazg. Moim zdaniem, to za bardzo panikowali, chociaż w sumie, to w końcu się mną zainteresowali :D Sam siedziała ze mną z tyłu i cały czas mnie przytulała i pocieszała. Nie żeby mi to nie odpowiadało... Trzymałem ją za rękę, a ona kurczowo ją ściskała. Z pomocą Louisa wszedłem do gabinetu, gdzie siedział jakiś koleś. Na oko może w moim wieku, a może nawet młodszy. Miał czarne loki, ale był brzydszy od Hazzy. Coś tam do mnie gadał, ale go nie słuchałem, bo byłem głodny ;c Facio przemył ranę i opatrzył plastrem. Małych rozmiarów to on nie był, plaster oczywiście! Podziękowałem i on wyszedł. Zrobiłem to samo. Marika mnie nie zauważyła i chciała zapytać lekarza, co ze mną. Jednak i ona i on stanęli jak wryci.
-Marika... Co ty tutaj robisz?-zapytał wyraźnie zdziwiony. Tylko skąd on zna Mar?
-Yyyyy....ammm-'toszkę' ją zatkało- Hablamos espanol, por favor*?-wydukała. Czemu ona chce z nim rozmawiać po hiszpańsku? Na szczęście ja znam ten język! Ha! Gotcha! Sam była równie zdziwiona co Marika, za to Louis był zły.
-Si-odpowiedział i zaczęli konwersację- A więc co tutaj robisz? Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?-zasypał ją pytaniami.
-Napierdalasz jak katarynka-po hiszpańsku to zabawnie brzmiało- Przeprowadziłam się tutaj z Natallie, a Sam nas odwiedza. A co u ciebie? Jak się tutaj znalazłeś?
-Dużo by opowiadać. Może skoczymy kiedyś na kawę, porozmawiać...-teraz już wiem, czemu nie rozmawiają po angielsku. Gdyby Lou to usłyszał, koleś już by leżał. Marika miała już coś odpowiedzieć, ale Samantha wkroczyła do akcji i zaczęła mówić na szczęście po angielsku.
-Hej, Kuba. Pa, Kuba.-zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, odciągając Marikę od... Kuby?
-Marika, może dałabyś mi swój numer?-zapytał chłopak.
-Taa, jasne-wręczyła mu karteczkę-A teraz sorry, koledzy czekają-odwróciła się i wyszliśmy ze szpitala. Nikt nie ważył się odezwać. Marika była tak jakby nieobecna, postanowiłem wykorzystać to, że znamy ten sam język. Chcę z nią porozmawiać, zrobię to po hiszpańsku, w razie gdyby nie chciała, by ktoś inny wiedział o czym konwersujemy.
-Marika, co się stało-zapytałem.
-Ty,ty... umiesz hiszpański?
-Spokojnie, nikomu nie powiem, o tym, co słyszałem. Możesz na mnie liczyć-posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
-Dziękuję, Niall.-kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze-Zapewne żądasz wyjaśnień?-nieśmiało pokiwałem twierdząco głową, a ona głośno westchnęła- To mój dawny znajomy. Kiedyś chyba coś pomiędzy nami było i zerwaliśmy kontakt, a ja czuję się głupio w jego towarzystwie.
-A dlaczego Sam tak zareagowała?
-Nigdy go nie lubiła-uśmiechnęła się pod nosem-Tala zresztą też.
-Aha-tylko na taki komentarz było mnie stać -.-
-Nie powiesz nic chłopakom, prawda?
-Jasne, przecież obiecałem... Mar?-dziewczyna przeniosła swój wzrok z powrotem na mnie- Mogę cię o coś jeszcze zapytać?-skinęła głową-Spotkasz się z nim?
-Wątpię.
-Co wy tam tak romansujecie? Może podzielicie się tym po angielsku-włączył się Louis.
-A nic, właśnie zapraszam Marikę na randkę-dziewczyna popatrzyła na mnie z wytrzeszczem, a ja puściłem jej niezauważalne oczko. Zaśmiała się cicho, bo ogarnęła, co kombinuję. Louis patrzył na mnie chwilę wzrokiem zabójcy, ale później się uśmiechnął.
-Jako jej przyjaciel, masz się nią opiekować-skrzywił się podczas tej wypowiedzi.
-Luzik, Lou, my się zgrywamy. Nie potrzebnie spinasz poślady-zaśmiałem się, a Louis poluźnił szczękę. Nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z samochodu. Marika znowu się nie uśmiechała. To bolało. Zdecydowanie wolę, jak ktoś się uśmiecha. Objąłem ją ramieniem, żeby ją pocieszyć i weszliśmy do domu.
*Oczami Tali*
Byłam wściekłą, że dziewczyny zostawiły mnie samą z chłopakami. Przecież ja tutaj jebne z tymi ciotami -.- A nie mówiłam! Zayn zbił sobie lusterko i rozpaczał z tego powodu. Harry się spocił, przez co loczki mu się rozwinęły i jęczał, że on chce wracać do domu, bo ludzie nie mogą go w takim stanie zobaczyć. A Liam? Jak to Liam. Jak mu chłopcy powiedzieli, że w sklepiku są tylko lody deserowe, które trzeba jeść łyżeczką, to się popłakał.
-Hej! Myślałam, że jesteśmy w parku linowym, a nie w zoo!-wydarłam się-Tymczasem widzę tu jakiegoś orangutana, owcę i jeszcze małą bezbronną pandę! Ogarnijcie się ludzie-pewnie darłabym się na nich dalej, ale zadzwonił mój telefon. Pospiesznie go odebrałam.
-Tak?
-Dzień dobry, czy rozmawiam z panną Natalie Duda?-odezwał się męski głos po drugiej stronie.
-Tak, w czym mogę służyć?
-Nazywam się Anthony Collins, organizator Gali Rozdania Nagród Filmowych, mam dla pani propozycję. Została pani polecona, przez grupę taneczną.
-A do czego zostałam polecona?-o co temu faciowi chodziło?
-Ma pani możliwość zatańczenia na Gali, przy boku Shakiry-odpowiedział spokojnym głosem.
-Co?!-zrobiłam wielkie oczy. Nogi zaczęły się pode mną uginać, a świat się ściemnił. Myślałam, że zemdleję. Oczywiście Shakira to nie Jared Leto i 30 Seconds To Mars, ale to też gwiazda!
-Oczywiście, jeśli wyrazi pani na to zgodę. Więc mogę liczyć na pańskie uczestnictwo w wydarzeniu?
-Oczywiście, że się zgadzam.
- W takim razie zapraszam panią na trening, który odbędzie się jutro o godzinie 15 w miejskim ośrodku kultury. Jednak, gdyby mogła pani być wcześniej, aby podpisać umowę.
-Dziękuję, na pewno się zjawię. Do widzenia.
-Do zobaczenia-rozłączył się.
-Aaaaaaaaaaaaa!-zaczęłam piszczeć i skakać. Chłopaki patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale jebie mnie to. Harry mnie w końcu złapał.
-Jeżeli myślisz, że posklejane loczki to twój problem, to się powąchaj, bo twój zapach jest znacznie gorszy-zatkałam sobie nos.
-Coś ty taka podjarana-zapytał się Zayn.
-Będę tańczyć z Shakirą!-wydarłam się.
-Ta, chciałabyś... Przestań śnić, złotko-zaśmiał się.
-Jak nie wierzysz, to nie! Zobaczysz mnie w TV i się przekonasz!-pozdrowiłam go środkowym palcem.
-Ej, ludzie! Zabrali nam samochód-wydarł się Zayn, zapatrzony  w telefon, widocznie ogranął, że może mu on służyć do przeglądania się -.-
-Liam, idioto! Trzeba było dawać Mar kluczyki?-zapytał Harry.
-Dlaczego wzięli nam samochód?-Liam niezbyt przejął się Harrym.
-Niall wpadł w drzewo, coś sobie zrobił i pojechali do szpitala-powiedział Zayn z obojętnością.
-Co?! Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł!-Daddy zaczął rozpaczać.
-Liam!Uspokój się!-Hazza dał mu z liścia, a ten się opamiętał-Niall to duży chłopczyk, zresztą Sam się nim zajmie...-poruszył brwiami, a na twarzy naszego tatusia zagościł głupi uśmieszek. Zrobiłam facepalma.
-To co zamawiamy taxi?-zapytałam.
-Ale Mar ma mój portfel!
-No to będziesz sobie biegł za samochodem-zaśmiałam się i przybiłam pionę z Zaynem.
-Chyba ty!
-Dobra, chodźcie, zaraz podjedzie taxi-wtrącił Harry.
-To gdzie jedziemy?
-No raczej, że do nas-Loczek się wyszczerzył.
-A ty co? Zęby wietrzysz?-musiałam to skomentować. On zamknął buzię i zrobił smutną minkę. Po około pół godziny byliśmy już u chłopaków w domu. Nosiło mnie jeszcze bardziej niż zawsze, a myślałam, że gorszej nadpobudliwości już nie mogę mieć... Nie mogłam usiedzieć w miejscu, więc cały czas się wierciłam na kanapie w salonie. Miałam ochotę skakać, piszczeć, a nawet się całować -.-
-Weź idź gdzieś spożytkuj tą energię, bo nie mogę patrzeć jak podskakujesz w miejscu-powiedział Zayn, który siedział obok mnie na kanapie. Faktycznie, mogło go lekko wkurzyć moje ciągłe wiercenie się. Ale chuj mnie to.
-Chodź-Harry podał mi rękę. Niepewnie, ale chwyciłam ją. Zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia. Było w nim pełno sprzętu. To chyba ich domowe studio nagraniowe.
-Po co tu jesteśmy?-zapytałam.
-Wejdź do środka, a jak już wyładujesz swoje emocje, to cie wypuszczę-nie zdążyłam nic powiedzieć, bo wepchnął, mnie do środka i zamknął drzwi. W tej chwili się nie cieszyłam, tylko byłam wściekła. Zaczęłam krzyczeć, ale on mnie nie słyszał, bo wyciszył pomieszczenie, no zajebiście po prostu -.- Waliłam w drzwi, a oczek nic sobie z tego nie robiąc zaczął stroić do mnie głupie miny, ale po moich niezbyt kulturalnych ruchach wypuścił mnie z tej puszki. Obrażona na niego zeszłam na dół.
*Oczami Mariki*
Cholera. Niall zna hiszpański. No to wpadłam -.-Byłam zła. Co Kuba tutaj robił? Ja sobie kulturalnie wyjeżdżam do Londynu, żeby odciąć się od starych znajomych i przeszłości i co? I chuj! Przeszłość wraca. Chociaż tyle, że nic do tej przeszłości nie czuję. Chwała ci, Panie, za to! Nie mam zamiaru się z nim spotykać. Jeszcze na głowę nie upadłam, tylko po cholerę podawałam mu swój numer? Najwyżej go zmienię, nie ma dramatu. Mimo wszystko, byłam zła, że zbliżyłam się z tym człowiekiem, żałuję tego, jak niczego. Jednak, co się stało, to się nie odstanie. Musiałam się odstresować. Weszłam do domu chłopaków i od prosu zaczęłam krzyczeć.
-ZAYN! MASZ SZLUGI?!
-A co swoich nie masz?-odkrzyknął mi z kuchni.
-Mon, spuściła w kiblu, jak zauważyła, że palę-na samą myśl się skrzywiłam, jak ona mogła mi to zrobić?
-Ych, co ja z tobą mam-westchnął.
-Oddam ci, no-wzięłam od niego paczkę i wyszłam na taras. Usiadłam sobie na krześle, odpalając szluga. Dosyć mocno się zaciągnęłam. W tej chwili dołączył do mnie Zayn. Wziął ode mnie papierosa, zaciągnął się i oparł się o ścianę.
-No może mi oddasz?-zapytałam zirytowana. Jakby nie mógł sobie wziąć nowego -.- Nie odpowiadał, więc to ja zasięgnęłam po nowego do opakowania. Po chwili się odezwał.
-Marika, pamiętasz co mi obiecałaś?-zapytał, wbijając wzrok w przestrzeń. Tym razem to ja nie odpowiedziałam-Miałaś już tyle czasu. Proszę cię, nie trzymaj mnie dłużej w niepewności-przeniósł wzrok na mnie.
-Zayn, ja...
________________________________________________________________--
Buuuuuu.... Macie i się domyślajcie :D  Dziękuję, dziękuję, jeszcze raz dziękuję za tyyyyyyyyyyleeeeeeeee wejść! :P No jest sprawa. W następnym będzie trochę pornosów, więc daję Wam czas, zanim dodam, żebyście przygotowali się psychicznie. Nie wiem jak mi to wyjdzie, bo nie jestem dobra w tych sprawach, ale to ocenicie :D Możliwe, że kolejny będzie pod koniec tygodnia [czyt. niedziela] jeżeli nie będzie w niedziele to najpóźniej we wtorek. Dziękuję za uwagę, Branoc <3

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdział 23

*Oczami Liama*
Boże, jaki nieogar -.- No, ale tak, czego się można było po nich spodziewać. Ja pierdole, drugi dzień z rzędu pili. Jak im się nawet chciało? Chyba Daddy musi wkroczyć do akcji.  Dzisiaj jedziemy do parku linowego. Już wiem, że wszyscy będą jęczeć, że ich głowy bolą. Jak ja to kocham -.- Niech tylko spróbują, a chyba ich ze skóry poobdzieram ! Oczywiście, ja muszę prowadzić, bo te kaleki są tak skacowane, że ledwo stoją w pionie, a co dopiero mówić o jeździe samochodem. Nawet bym nie wsiadł, gdyby któreś z nich miało go prowadzić. Jedynie Zayn był trzeźwy, o dziwo. Zawsze to on baluje najmocniej, ale tym razem zajmował się Mariką. Odwiózł mnie swoim samochodem do domu. Tam wsiedliśmy do naszego zespołowego bulika
i podjechaliśmy do dziewczyn. Z domu wyleciał Greg. Wszystko byłoby okej, tylko, że był w samych bokserkach.
-To wasz samochód?-zapytał podekscytowany.
-Nooo- uśmiechnąłem się zdezorientowany.
-Rany Boskie! Jesteście na sprzedaży?!
-Niee. Czym byśmy jeździli wszyscy razem?-zapytał Zayn.
-A no faktycznie.... Szkoda-posmutniał.
-A co spodobał ci się?-zapytałem.
-Człowieku! Jestem fanem! Sam mam kilka swoich samochodów marki Volswagen. Jeżdżę na każdy możliwy zlot w kraju, czasami zdarza się też, że za granicę!-wyszczerzył się jak pojebany.
-Ahaa-skomentowałem.
-Może chcielibyście kiedyś pojechać z nami na zlot? Macie moją wizytówkę, dzwońcie, albo po prostu powiedzcie Mar-wręczył nam papierek. Przyjrzałem się karteczce. Nie wiedziałem, że on też ma własną firmę...
-Jasne, jak coś odezwiemy się jak będziemy mieli chwilkę czasu-właśnie z domu wyszła reszta pijaków, na samym końcu Marika ze spodniami w dłoniach.
-Po pierwsze: ubierz się, bo twoja erekcja na widok tego samochodu, zaraz da o sobie znać, a po drugie: Masz iść pomóc Mon szukać jakichś papierów, czytaj SZUKAĆ, po słowacku-Skierowała Marika, do Grega.
-Po pierwsze: już po, nawet orgazm był-wyszczerzył się, a ona wywróciła oczami- Po drugie:Już idę skarbie-wydarł się i wbiegł do środka. Dziewczyny zaczęły się z niego śmiać, a my nie wiedzieliśmy o co im chodzi. Nie rozumiem, jak można mieć takie zamiłowanie do samochodów? W drodze postanowiłem podpytać o to troszkę Mar.
-Hej, Mar! Greg zaprosił nas na zlot-zacząłem.
-Fajnie, ale to nie jest chyba odpowiednie miejsce dla was-odpowiedziała.
-No właśnie nie satysfakcjonuje mnie to, bo co ciekawego może być w oglądaniu starych samochodów? Właśnie, nic-Marika zaczęła się śmiać.
-Skąd ty takie info wytrzasnąłeś?-spojrzałem na jej odbicie w lusterku. Zwijała się ze śmiechu.
-Sama powiedziałaś, że to nie miejsce dla nas-nie wiedziałem o co jej chodzi.
-No bo to prawda! Wy nie wiecie co się ta dzieje!
-No to nam opowiedz, znawczyni!
-Nie jestem znawczynią, bo byłam tylko na jednym, a resztę widziałam na zdjęciach i opowiadaniach Grega. Ale przybliżę wam to. No więc tak. Najpierw jest parada. Jedziemy całą kolumną samochodów, czasami z eskortą i przejeżdżamy przez na przykład centrum miasta.
-Ale fajnie!-zacieszył się Niall, omal nie dławiąc się przy tym cistkami -.-
-Mów dalej, a ty jej nie przerywaj!-skarciłem blondyna.
-A później jedziemy na teren ośrodka, który jest wynajmowany na czas zlotu, tam rozkładamy namioty itp. A przez najbliższe dni i noce upijamy się do nieprzytomności.
-Serio? Tyle?
-No proszę cię, tam jest taka patologia, że ja pierdole. Jeden zlot mi wystarczył, żeby leczyć kaca przez tydzień- na jej twarzy zagościł grymas, pewnie na wspomnienie swojej 'choroby' pozlotowej.
-Hhahaha, to ja tam chcę!- wydarł się Zayn.
-Wierz mi. Tyle co oni potrafią w siebie wlać za jeden zlot, to mogę się założyć, że żaden z was za całe życie tyle nie wypił. Poza tym nie zawsze kończy się niewinnie...
-To znaczy?
-Niekiedy po pijaku są różne fazy. Kiedyś obudziliśmy się, a tu koło namiotu leży lustro drogowe i inne znaki...
-Lustro?! Zayn to coś dla ciebie!- zaśmiał się Harry.
-Ile Greg ma samochodów?-zaciekawił się Louis.
-Hmmm... 2 garbusy, bulika i jeszcze BMW do jeżdżenia na co dzień i Mon ma mini coopera.
-Łoooo, nieźle-jakie zafascynowanie ze strony chłopaków -.-
-To jest jego pasja. Wy macie muzykę, a on samochody. Tala ma taniec, a Sam organizację imprez.
-A ty?-zapytałem.
-A ja no ten yy....-zaczęła się jąkać-O patrzcie, dojechaliśmy!-wyskoczyła z samochodu.
*Oczami Mariki*
Jak zobaczyłam minę Grega, na widok bulika chłopaków, to myślałam, że się posikam ze śmiechu. Te jego świeczki w oczach. Matko, takich to nawet alkoholik na widok wódki nie ma! Serio. Podziwiam go za jego pasję. Ile on hajsu na to wydał, to ja pierdole. Ale może sobie na to pozwolić. Wsiedliśmy wszyscy do samochodu i ruszyliśmy w drogę.  Liam prowadził. Bo jako jedyny, oprócz Zayna, był w dobym stanie. Payne dopytywał się mnie o pasję Grega. Opowiedziałam mu z grubsza o co chodzi w zlotach. Tak jak myślałam, jego wiedza, tak jak każdego człowieka opierała się na pieprzonych stereotypach -.- Wkurza mnie cholernie coś takiego. Rozmawialiśmy jeszcze długo o zainteresowaniach, aż on zapytał o moją pasję. Zrobiłam się czerwona i zaczęłam się jąkać. Nawet dziewczyny nie wiedzą co jest moją pasją, całe szczęście. Nie wiem jakby zareagowały. Nie wiedziałam jak się wymigać od odpowiedzi na to pytanie. Dupe uratowało mi to, że byliśmy już na miejscu. Szybko ulotniłam się z pojazdu i odetchnęłam z ulgą.
-Mar, schowasz kluczyki, portfel i dokumenty do torebki?-Liam zrobił słodkie oczka.
-A od czego masz kieszenie?-zapytałam.
-No, ale jak mi wypadną?-zaczął jęczeć.
-Dobra, dawaj-wywróciłam oczami. A on się szeroko uśmiechnął.
-To co? Dzielimy się na 2 grupy?-zapytał Harry.
-Tak. No to ja, Sam, Niall i Lou w jednej, a reszta do drugiej.-powiedziałam szybko.
-Ej! Zostawiłyście mnie!- Tala zrobiła smutną minkę.
-Masz nas-Harry objął ją ramieniem, a ona wkurzona je strzepnęła.
-Mar, ratuj-powiedziała w naszym ojczystym języku.
 -Nie ma szans, przecież gdybym zostawiła z nimi Sam, to by wylądowała w psychiatryku-zaśmiałam się.
-Dobra!-obraziła się. Wyglądała niczym małe dziecko. Tupnęła nogą, skrzyżowała dłonie i odwróciła się tyłem. Zbytnio się tym nie przejęłam. Wzięłyśmy od chłopaków sprzęt. Założyliśmy na siebie kaski i uprzęże i ruszyliśmy do pierwszej części parku. Reszta, czyli druga grupa poszła do ostatniej części.
-To kto idzie pierwszy?-zapytał jakby przerażony Niall.
-A co boisz się , chłopczyku?-zaśmiał się Lou.
-Nie.-odparł.- Ale idź pierwszy!
-Panie mają pierwszeństwo-przeraził się Louis.
-Boicie się skoczyć z podestu? No dajcie spokój-wywróciłam oczami.
-Panie mają pierwszeństwo-powtórzył Niall.
-Z waszym zachowaniem, to wy jesteście panienkami-skomentowała Sam.
-Wcale nie!-oburzył się Louis.
-My po prostu jesteśmy dżentelmenami!-dopowiedział Niall.
-Oj już dobrze. Pójdę pierwsza-zaczęłam zapinać haczyk do liny-No to czekam na was po drugiej stronie-pomachałam im i już miałam zamiar się rozpędzić, ale ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się do tyłu.
-Jak to po drugiej stronie?!- w oczach Louisa widziałam przerażenie.
-Liny, debilu!-odetchnął z ulgą na moje słowa i puścił mnie. Jego głupota czasami po prostu mnie zaskakuje. Pokręciłam głową z dezaprobatą i wzięłam rozbieg. Poczułam ten wiatr we włosach. Uwielbiam tę adrenaliną. Od zawsze kochałam ekstremalne sporty. Kilka razy byłam już ze znajomymi w takich miejscach. Wskoczyłam na podest i pomachałam do reszty-Sam! Ty pojedziesz ostatnia, bo jak nie popchniesz tych piskląt to same nie wylecą!-krzyknęłam do niej.
-Hahahah! Nessun problema!-no tak, ona i jej włoskie korzenie, nie dawały o sobie zapomnieć. Czasami po pijaku mówiła do nas przeplatanką dwóch języków, więc już się przyzwyczaiłam.-Lou, leć do przyjaciółki!
-No nie wiem...
-No weź, złapię cię!-rozłożyłam szeroko ramiona.
-Dobra, ale nie puścisz?-dopytywał się.
-Oj nie puszczę! Szybciej!-ponagliłam go.
-I'm comming baby!-wydarł się i wreszcie skoczył. Darł się jak mała dziewczynka, a ja musiałam się pilnować, żeby ze śmiechu nie sturlać się z podestu. To było komiczne widowisko. Wreszcie do mnie dołączył.
-Nie złapałaś mnie!-powiedział z wyrzutem.
-Oj skarbie, przecież żyjesz!-zaśmiałam się.
-Ale mogłem zginąć!
-Ale przeżyłeś!
-Ty nie masz serca!-Sam i Niall, którzy stali po drugiej stronie liny i nam się przyglądali, pękali ze śmiechu. Nie dziwię im się. Louis się na mnie obraził. Teraz skakał Niall. Sam musiała go na siłę wypchnąć i zrobiła to mega mocno. Rozpędzony chłopak darł się wniebogłosy. Myślałam, że sobie gardło zedrze. Odsunęliśmy się z Louisem, bo by nas przygniótł. Nie potrzebnie to chyba jednak zrobiliśmy, gdyż chłopak zamiast odbić się nogami od drzewa, to odbił się, ale całym ciałem, zahaczając przy tym nogą o korę drzewa. Osunął się po drzewie i leżał na podeście.
-Niall wszystko w porządku?-klepnęłam go lekko w policzek.
-Ała!
-Przecież nie zrobiłam tego mocno! Louis nie byłby taki delikatny!-obroniłam się.
-To ała, to opóźniona reakcja na czołowe-jęknął.
-Ile widzisz palców?-zapytał Lou, podstawiając mu paluchy pod nos.
-Zjadłbym hot doga-chwycił za palce Louisa.
-Aaaa! On chce mi zjeść rękę!-zaczął się drzeć. W tej chwili dołączyła do nas Samantha.
-Niall, ty krwawisz!-powiedziała przerażona.
-Co? Gdzie? Jak?-zaczął nerwowo oglądać swoje ciało.
-Na nodze-wskazała. Faktycznie, z jego kończyny ciurkiem lała się krew.
-O nie!-jęknął.
-Tylko nie mdlej, dzieciaczku!-zaśmiał się Lou, za co dostał ode mnie w głowę.
-Dobra, schodzimy i jedziemy do szpitala-zarządziłam.
-Ale jak? Do taksówki nas nie przyjmą, bo mu noga krwawi-stwierdził Louis.
-Mam kluczyki i dokumenty, Louis poprowadzi, a ja napiszę do Zayna, że pojechaliśmy-wytłumaczyłam.
-Czemu do niego? Napisz do Tali!-zareagował Lou.
-Tala się do mnie nie odzywa-wyjaśniłam-Zresztą, czy to ważne do kogo napiszę?
Siedzieliśmy już w samochodzie. Louis jechał jak szalony. Mamy szczęście, że nigdzie nie stała policja. Niall cały czas jęczał, że się wykrwawi -.- Szczęśliwi, że nie będziemy musieli już go słuchać, weszliśmy na pogotowie. Nialla przyjęli bez pytania i zniknął w gabinecie. Po chwili wyszedł stamtąd, ale nie on, tylko lekarz. Zaczepiłam go, w celu dowiedzenia się co z naszym poszkodowanym.
-Przepraszam, co z Niallem Horanem?-zapytałam, a on się odwrócił.
-Marika...?
______________________________________________________________________
No to mamy, obiecany jeszcze w tym tygodniu :D Jakaż ja się honorowa zrobiłam, no niemożliwe -.- No więc tak, dziękuję, za komentarze, dodawanie do obserwowanych, no i oczywiście za wejścia! Mam nadzieję, ze podoba Wam się mój blog, a jeżeli nie, to czekam na krytykę, ale nie gwarantuję, że się nią przejmę i podejmę jakiekolwiek działania w tym celu, ale próbować możecie :D Do następnego- Mar <3

środa, 6 czerwca 2012

Rozdział 22

Na imprezie nic nie piłem. Chciałem dotrzymać towarzystwa Ivy, a poza tym następnego dnia miałem z nią jechać do jej rodziców. W klubie widziałem jak Louis i Marika wzajemnie się obmacują. Przyznam, że wtedy miałem ogromną ochotę zalać się w trupa. Nie miałem zamiaru na to dłużej patrzeć. Razem z moja przyjaciółką wyszliśmy z klubu. Dołączył do nas również Liam. Chłopaki pewnie pojadą do dziewczyn. Chociaż wolałbym, żeby jednaj wrócili. W szczególności Louis. Bałem się, że mój przyjaciel za bardzo zbliży się do Mariki. Nie chciałem jej stracić, a zwłaszcza na rzecz przyjaciela. Wiem, samolubny jestem, ale jeżeli chodzi o dziewczynę, która mi się podoba, to nie potrafię odpuścić. Louis co prawda był poważniejszy ode mnie, jeżeli chodzi o związki. Nie miałem dobrej opinii u płci przeciwnej. Wszystkie myślały, że nie jestem w stanie się ustatkować. Owszem, tak było, jednak ja chciałem się ustatkować, jednak nie znalazłem jeszcze odpowiedniej kandydatki. Skoro mam spędzić z nią dłuższy czas, to ona musi być wyjątkowa.
Właśnie wracałem od Ivy. Jej rodzice nie byli zachwyceni faktem, iż jest w ciąży, ale powiedzieli, że pomogą jej, mimo wszystko. Teraz muszę jechać do Mariki i z nią pogadać. Ciekawe co ma mi do powiedzenia. Okej, jestem na miejscu.
-O hej, Liam- chłopak również zmierzał do dziewczyn, tyle, że pieszo. Czyli tamci jeszcze nie raczyli wrócić do domu. Samochód Lou też jeszcze stoi. Zadzwoniliśmy do środka, otworzyła nam Marika, w samej bieliźnie.
-Zaynuś!-rzuciła mi się w ramiona. Okej... to było dziwne, ale nie powiem, przyjemne.
-Haj, Mar. Możesz mnie już puścić?-zaśmiałem się.
-Ale ja się stęskniłam-dalej zalegała w moich ramionach. To już było podejrzane... Chwyciłem ją za tyłek, rozszerzyłem jej nogi i wziąłem na ręce. Dalej wisiała na mojej szyi. Wszedłem niosąc ją, do salonu, a tam wszyscy porozwalani po kątach z piwami w rękach, w równym negliżu co Marika. 2 skrzynki po piwie były już puste.Kurwa, skąd oni tyle browca wzięli? Teraz już rozumiem czemu Mar jest taka milusia. Westchnąłem i usiadłem z nią na kolanach, bo dalej nie uwolniła mnie z uścisku. Nie żeby mi się to nie podobało :D Dałem jej moją bejsbolówkę, żeby tak nie siedziała, bo zmarznie. Dziewczyna ubrała ją i ponownie wtuliła się we mnie.
-Nudzi mi się-myślałem, że Marika zasnęła, ale jak widać nie.
-Ty już chyba na dzisiaj masz dość-powiedziałem, spoglądając na walające się po salonie puste butelki.
-Chyba każdy z was ma dość-dopowiedział Liam. No tak, Tala przytulała się z Harrym -.-
-Oj nie pierdolcie, tylko weźcie sobie po piwku. A jak tutaj nie ma, to w piwnicy powinno być jeszcze kilka skrzynek-odezwała się Mar.
-A właśnie, skąd macie tyle alko?-zapytałem. Marika chciała wstać z moich kolan, ale w sumie ją przytrzymałem i lekko się zachwiała i z powrotem wpadła w moje objęcia.
-Jej siostra ma rozlewnie-odezwała się Sam? Tak, chyba tak, nie piłem wczoraj tyle co chłopcy, więc jeszcze pamiętam.
-Co?! Ale fajnie!-zacieszyłem.
-Tak, tak, zajebiście. Ale weź się nie spinaj, bo niewygodny jesteś-mruczała Marika do mojego ciała.
-Chodź, chyba potrzebujesz snu-podniosłem ją.
-Oj tam, mamo, czuję się wspaniale! Albo nie? Do pokoju mój wierny rumaku!-rozkazała, wymachując śmiesznie rękoma.
-Tak, zdecydowanie potrzebujesz się przespać.
-Okej, ale tylko z tobą!-wyszczerzyła się.
-Hahahaha, a może z Louisem-postawiłem ją pod włos. Wiedziałem, że średnio kontaktuje, dlatego chciałem to wykorzystać. Byliśmy już w pokoju.
-Co? Czemu? Ty nie chcesz?Przecież ci się podobam-mruczała pod nosem z dziwną miną.
-Tak, tak, podobasz mi się. A teraz dobranoc-ściągnęła moją bejsbolówkę, a ja wyciągnąłem z jej szafy jakąś koszulkę i jej założyłem. Przykryłem ją kocem i pocałowałem w czoło. Położyłem się obok niej, podziwiając ją. Jej długie blond włosy były rozpuszczone, nie miała makijażu, była blada. Trochę mnie to zmartwiło. Nie wiem ile tak leżałem. Po chwili do pokoju wparował Louis.
-Cicho! Obudzisz ją-skarciłem go.
-Sorry, ale pizza jest-powiedział szeptem.
-Co?! Pizza? Gdzie?-Marika już wstała i omal nie wybiegła z pokoju, gdyby nie pościel w którą się zaplątała i upadła na ziemię- Ała!
-Zachciało ci się biegać w takim stanie-zaśmiałem się.
-Nie ładnie się ze mnie śmiać-rozmasowywała rękę.
-Oj no przepraszam. Chodź-podałem jej rękę. Chwyciła ją i wstała, ale przytrzymała się za głowę-Boli?
-Nie swędzi-powiedziała z sarkazmem.
-Daj, podrapię-zaoferowałem się.
-Spierdalaj-wyrwała mi się.
-Uuuu, czyli trzeźwiejesz?
-Czemu?
-Bo jak byłaś zalana, to mnie wypuścić z objęć nie chciałaś.
-O Boże, więcej nie piję!-Zarzekała się.
-Jasne, a ja jestem jednorożcem.
-Daj mi namiary na twojego dilera-zaśmiała się.
-No wreszcie się uśmiechnęłaś!
-Mówisz jak moja mama -.- Chodź, bo głodna jestem.
-Dobra, ale uśmiechaj się częściej. Bo jak ktoś cię nie rozśmieszy, to ciężko jest zobaczyć uśmiech na Twojej buźce.-zeszliśmy na dół i dosiedliśmy się do stołu. No tak jak myślałem. Mar zajęła się hawajską i wykłócała się z Niallem o ostatni kawałek. Ten, żeby zaznaczyć swój teren zlizał z kawałka keczup i wrzucił z powrotem do pudełka. Mar jednak to nie zraziło i wzięła kawałek.
-Ale, ale jak ty to?-Niall był zdezorientowany.
-Kochanie, po 1: Wolę bez keczupu, więc dzięki. A po 2: Mam starszego brata, już mnie to nie rusza-tryumfalnie przegryzła pizzę, a Niall zrobił smutne oczka. To było śmieszne. Marika właśnie sięgała po kolejne piwo.
-Ej ty masz już dosyć!-pouczyłem ją.
-Tobie by było na rękę, jakbym się najebała, bo wtedy jestem łatwa -.-
-No weź przestań. Ja się o ciebie troszczę.
-To znajdź sobie dziewczynę.
-Pozostawię to bez komentarza.
*Oczami Tali*
Byliśmy w świetnym stanie! Na serio :D Drugi dzień z rzędu zalewaliśmy się alkoholem. Sam pomyśli, że my tutaj nic nie robimy, tylko pijemy -.- No zajebiście jej Londyn pokazujemy, miło z naszej strony. W sumie to z Mariką też nie zwiedziłyśmy jeszcze Londynu, bo nie było na to zbytnio czasu. A mieszkamy tutaj już ponad miesiąc, pięknie. Nigdy nie mamy na nic czasu...
-Sam, chcesz coś jutro pozwiedzać?-zapytałam.
-Tala, skarbie, nie pij więcej, bo ci pamięć szwankuje-uśmiechnęła się.
-Dlaczego?-zdziwiłam się i pociągnęłam łyk zimnego piwa.
-Kocie, ja mam tutaj ciocię. Byłam u niej z milion razy i zapewne znam Londyn, lepiej niż wy.
-To dobrze, bo nie chce mi się nigdzie chodzić-Harry cały czas się do mnie przymilał. Jeździł mi nosem po szyi, łaskocząc mnie przy tym. Nie mogłam się skupić. Poczułam jego oddech na swojej szyi, a za chwilę usta. Przyłożyłam rękę do jego policzka. Popatrzył na mnie, a ja odwróciłam jego twarz w drugą stronę. Niech sobie nie myśli, że jak jesteśmy upici, to sobie może pozwalać. Ja się czuję na siłach, żeby się oprzeć. Był zawiedziony. Myślał, że może go pocałuję. Boże jaki on jest naiwny -.-
-A co powiecie na park linowy?-Marika była już nieźle zmarnowana. A jej złote myśli po prostu miażdżyły. Ale akurat ten pomysł był spoko.
-Tak, może jeszcze teraz, co?-wtrącił Liam.
-Nieee. Dzisiaj jestem już lekko zmęczony-jęknął Niall.
-To jutro-powiedziała Marika.
-Jestem za-potwierdziła Sam.
-Ja też-odezwałam się.
-Mhmmmm-mruczał Harold, zajmujący się patrzeniem na mnie. Wszyscy się zgodzili z pomysłem Mariki. Zmęczeni tak 'ciężkim' dniem poszliśmy spać.
*Oczami Louisa*
Pięknie leczymy kaca-piwkiem. Mon mnie zaskoczyła, ale pozytywnie. Marika jest już nieźle wstawiona. Nie będę jej matkował. Już nieraz od niej zjebę dostałem, za to że mówię jej co ma robić. Co ja poradzę, że jest moją przyjaciółką i nie jest mi obojętna. Gdyby coś jej się stało, to bym sobie chyba kurwa nie wybaczył. Jednak muszę się przymknąć, jeżeli nie chcę mieć z nią na pieńku. Miło spędziłem z nią czas w klubie. Byliśmy nieźle wstawieni. Moje ręce jeździły po jej całym ciele. To było mega podniecające. Chciałam, by tego wieczoru było coś więcej. W końcu jestem facetem i potrzebuję trochę czułości. Nie chciałem jej wykorzystywać, jak była pijana. To by było niemoralne -.- Wszystko było okej, do czasu aż Zayn nie wrócił. Marika zaczęła się do niego kleić i w ogóle. Ale to jest wybaczalne, bo alko trzyma ją już drugi dzień. Zayn postanowił stać się jej opiekunem i zająć się nią. Poszedł z nią na górę. Bałem się, że może między nimi do czegoś dojść. Nie chcę, żeby nasz układ został zerwany, na rzecz mojego przyjaciela. Oczywiście, chcę dla niego jak najlepiej, ale nie z NIĄ, no... Postanowiłem sprawdzić, czy aby nic między nimi nie zaszło.  Poszedłem na górę, zawołać ich na pizzę.  Na szczęście Marika spała, a Zayn się jej przyglądał. Nie podoba mi się sposób, w jaki on na nią patrzy... Chcę dla niej jak najlepiej, a wiem, że Zayn szuka zdobyczy na jedną  noc, wątpię, żeby z Mariką było inaczej. On nie może jej zranić. I ja na to nie pozwolę. Owszem, Marika też jest wystrzałowa i trudno jest się po niej czegoś spodziewać, ale fakt, że Zayn może się nią tylko bawić, nie wróży najlepiej... Kiedy zobaczyłem reakcję Mariki po przebudzeniu, na widok Zayna, byłem spokojny. Ona leci na niego tylko po pijaku. Chociaż na trzeźwo może używa swojego mechanizmu obronnego, przeciwko zranieniu? Kurwa, LOUIS! Możesz być pieprzonym filozofem! Kurde, dziewczyny są ciężkie do zrozumienia -.- Muszę pogadać z Mariką. Może zrobię to jutro, jak pojedziemy do parku linowego. Swoją drogą, spoko pomysł. Jeszcze nigdy w takim nie byłem. Ciekawe co się będzie działo. Może nas stamtąd nie wyrzucą, tak jak z każdego miejsca publicznego, w którym bywamy prywatnie( czyt. plac zabaw. Nie moja wina, że chciałem się pohusiać -.-) Chociaż park linowy jest chyba w lesie, to zwierząt z lasu wyrzucą -.- Okaże się jutro. Już nie mogę się doczekać! :D
__________________________________________________________________
Przepraszam, że nie dodawałam długo. Miał się pojawić już w poprzedni weekend, niestety nie miałam kompa. Zaczęłam pisać w poniedziałek, ale nie zdążyłam, we wtorek rano, specjalnie wstałam wcześniej, żeby dokończyć, ale musiałam wyjść wcześniej z domu, bo musiałam popierdalać z buta do szkoły -.- A po południu poszłam na biwak i tak jakoś wróciłam dzisiaj, przespałam się 2 godzinki i piszę. Wcale nie jestem zmęczona... Dobra nie przedłużając: Chcecie jeszcze jeden rozdział w tym tygodniu? Piszcie w komentarzach. :D  I jeszcze chciałam Wam serdecznie podziękować za prawie 3000 wejść! O.o Jesteście wspaniali !!! Love u all <3 Mar.